wtorek, 23 czerwca 2015

Prolog


Moja matka jest szaloną kobietą. Nie lubi samolotów, bo ma lęk wysokości a pociągi i autobusy przerażają ją w takim samym stopniu co zepsuta ryba na obiad. Dlatego z Waszyngtonu do Nowego Jorku jedziemy samochodem. Nie przeszkadzałoby mi to zbytnio gdyby moja matka było choć trochę dobrym kierowcą, ale ona zna przepisy drogowe w takim samym stopniu co ja historię wojny secesyjnej. Czyli w ogóle. Oczywiście moja mama ma prawo jazdy ale zrobiła je tylko dlatego żeby mieć, nigdy nie musiała prowadzić samochodu, ma od tego szoferów.
Za to dziś ja coś tknęło i teraz jedziemy ponad 180km/h autostradą. Ochrona która zawsze jeździ z nami została zgubiona. Jedyne co mnie zadowalała w całej tej sytuacji to to, że jest mały ruch.
-Zwolnij troszkę - powiedziałam kiedy zaczęła wymijać kolejne napotkane auto.
- Och, Anna wyluzuj troszkę - po czym się roześmiała.
Spojrzałam na moja rodzicielkę. Jej włosy czarne jak smoła były uczesane w kok, a błękitny kostium podkreślał kolor jej niebieskich oczu takich samych jak moje. Różowe usta, rozciągały się w uśmiechy ukazując białe zęby. Była piękną kobietą i choć miała prawie pięćdziesiąt lat wciąż wyglądała kwitnąco. Była szczęśliwa i odprężona tak jak dawniej kiedy żył tata i spędzaliśmy wspólny czas w domku nad jeziorem.
Nagle mama jakby przyciągnięta moim wzrokiem spojrzała na mnie.
- Co Anno, mam coś na twarzy?
- Nie, tylko... Kocham cię mamo.
Roześmiała się jak zwykle słysząc te słowa. Lubiła być doceniana, a te słowa były dla niej największą w życiu nagrodą. Był to też jej słaby punkt, normalnie miękła przy tych wyznaniach.
- Też cię kocham...
Nagle wszystko przyśpieszyło i ucichło. Na początku widziałam tylko mamę ale potem poczułam że wzlatujemy w górę. Spojrzałam w przednią szybę i widziałam niebo, a potem samochód walnął mocno o ziemię.  Poczułam jak poduszka powietrzna wystrzela pode mną. chciałam zobaczyć czy wszystko okej z mamą ale nie mogłam się ruszyć. Bolała mnie ręka a na twarzy czułam ciepłą ciecz. Mimo bólu wiedziałam że mieliśmy wypadek. Wiedziałam, że jeszcze żyję. Potem wrócił mi słuch. Słyszałam samochody, głosy których słów nie rozumiałam. Poczułam też czyjeś dłonie na mojej szyi a potem krzyk, że żyję. Potem słyszałam ambulans. Byłam przytomna jak wynieśli mnie z wraku samochodu, ale oczy miałam zamknięte. Czułam się sparaliżowana, kiedy kładli mnie na noszach. Czułam każdy dotyk, ale bałam się poruszyć, odezwać się, nawet wskazać miejsce które mnie boli.
Kiedy zasunięto drzwi karetki straciłam przytomność.


>><<

Kiedy się obudziłam, od razu wiedziałam że byłam w szpitalu. Choć sala w której leżałam znacznie różniła się od pomieszczeń szpitalnych które widziałam w telewizji. Przypominał przytulny pokój ze ścianami w kolorze morskim oraz ciemną wykładziną. Można by pomyśleć że to był zwykły pokój gdyby nie fakt że byłam podłączona do maszyny z małym ekranikiem który pokazywał pracę mojego serca. Miałam też na sobie piżamę szpitalną, a prawa ręka była w gipsie.
Ręka i gips uświadomiły mi że miałam wypadek. Wspomnienia zaczęły powracać. Uśmiech mamy, samochód w powietrzu, dłonie na szyi, okrzyk że przeżyłam. Zaczęłam się bać o mamę, nie wiem gdzie jest ani czy żyje.  Znalazłam przy łóżku przycisk i wezwałam pielęgniarkę.
Zjawiła się po pięciu minutach a za nią szedł wysoki, przystojny mężczyzna w którym rozpoznałam mojego brata, Davida.Czarne włosy miał w nieładzie, jak zwykle... zaś niebieska koszula była pognieciona. Pod oczami miał ciemne podkówki co świadczyło o tym, że niewiele spał.
- Och, w końcu się obudziłaś księżniczko... - zaświegotała miłym głosem pulchna pielęgniarka. Podeszła do monitora i zaczęła coś sprawdzać po czym zwróciła uwagę na mnie. Położyła dłoń na głowie sprawdzając czy mam gorączkę i zadawała pytania ,,Czy wiem gdzie jestem?" ,,Czy wiem dlaczego tu jestem?" ,,Czy nie czuję mdłości?".
David stał w nogach łóżka i przyglądał się temu ze zmarszczonym czołem. Jego niebieskie oczy, takie same jak moje śledziły każdy ruch ręki pielęgniarki.
- Bardzo dobrze - rzekła pielęgniarka wpisując coś do kartki na podkładce. - Podczas wypadku złamałaś rękę i rozcięłaś łuk brwiowy. Miałaś też lekkie wstrząśnienie mózgu. Ale wszystko już z tobą w porządku. Trochę strachu nam napędziłaś, bo nie budziłaś się od dwóch dni. Dobrze zostawię cię teraz z bratem. Za moment przyniosę ci coś do picia i jedzenia, na pewno jesteś głodna.
Po czym odeszła.
David usiadł na krzesełku obok łóżka ale nawet na mnie nie patrzył, jego zmęczony wzrok był utkwiony w podłogę.
- Co z mamą? - usłyszałam swój zachrypnięty głos.
- Zmarła na miejscu.
Nic więcej nie musiał dodawać. 


>><<

Trzy dni temu wyszłam ze szpitala. Wczoraj odbył się pogrzeb mamy. Od tego dnia siedzę zamknięta w moim pokoju nie zdolna by cokolwiek robić. Mieszkam teraz u Davida, lecz nie potrwa to długa. Ciocia Kate, siostra mamy, chce przejąć opiekę nade mną. Słysząc wczorajszą rozmowę Davida z adwokatem jest to możliwe. Oczywiście to brat chce się mną opiekować do czasu uzyskania przeze mnie pełnoletności. Mam szesnaście lat choć na tyle nie wyglądam. Jestem też w klasie wyżej bo udało mi się przeskoczyć jedną w podstawówce. Tak więc troszkę czasu jeszcze mam, by kroczyć w dorosłość.
Słyszę ciche pukanie do drzwi więc poprawiam koc i cichym głosem mówię ,,Proszę".
- Cześć Ann. Mam dla ciebie obiad - powiedział David niosąc tacę na której stały parujące talerze. Brat wziął ostatnio kilka dni urlopu, więc porzucił szykowne garnitury na rzecz czarnych dresowych spodni i bawełnianych koszulek.
- Nie jestem głodna - odrzekłam kiedy stawiał na pościeli jedzenie. 
Było to proste danie, zwykły makaron w pomidorowym sosie, mimo to od razu zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Zjedz tylko troszkę. - David przekręcił głowę i wydał usta. Uśmiechnęłam się chyba pierwszy raz od wypadku. Sięgnęłam po talerz. Makaron i sos były pyszne. Trochę trudno było mi jeść lewą ręką bo prawa była w gipsie. W końcu kiedy po raz trzeci makron spadł mi z widelca David się roześmiał.
- Nie mogę tego nałożyć - powiedziałam zgryźliwym tonem. 
- Mam cię nakarmić?
Nigdy nie byłam z baratem zbyt blisko. Jako nastolatek większość czasu przebywał z kolegami a po college założył firmę. Teraz biznes idzie świetnie a David Black jest w pierwszej dwudziestce najbogatszych ludzi według tygodnika Forbes. 
- Obejdzie się - rzuciłam ironicznie. Nagle pojawiła się cisza która zaczęła ciążyć w powietrzu.
- Chcesz tu zamieszkać? Prawda? - spytał David poważnie patrząc mi w oczy.
Nie mieliśmy już rodziców, jedyne co nam zostało to ciotki i wujowie których widywaliśmy dwa razy w roku. Brat był najbliższą mi osobą, ale nie wyobrażałam sobie mieszkania z nim sama. 
- Nie wiem. 
David pokiwał głową zamyślony.
- Wolałabyś mieszkać z ciocią Kate?
Nienawidziłam cioci Kate w równym stopniu co David, ale w mniejszym niż nasza matka. Wiele lat temu ciocia chciała przejąc markę byAnn którą założyła matka. Była to marka produkująca ekologiczne kosmetyki nie testowane na zwierzętach. Była popularna zwłaszcza na zachodnim wybrzeżu, ale nie minęło wiele czasu zanim stała się znana w całej Ameryce Północnej. 
Oczywiście mama nie zgodziła się sprzedać nawet jednej trzeciej części firmy. Potem to samo zaproponowała Davidowi kiedy to Black Industries zaczęło odnosić większe sukcesy. Siostra mamy jest znana z niedotrzymywania słowa i leci na pieniędzy. Udowodniła to oszukując babcię oraz z dziadka, przez co cały spadek po nich został zapisany na mamę i wnuki. Ale wracając od rozmowy...
- Nie wiem. 
David pokiwał głowę jakby spodziewał się tej odpowiedzi.
- Jeśli myślisz że Kate chce zastąpić ci matkę to grubo się mylisz. Wiele o niej słyszałem i to nie tylko od naszej rodziny. Testament mamy nie został jeszcze odczytany, ale domyślam się że zapisała ci byAnn. W końcu jesteś twarzą tej marki. Ciotce zawsze zależało na pieniądzach, a ta firma przynosi duże korzyści. Gdybym ja był twoim opiekunem pomógłbym ci ją prowadzić. Wiesz że możesz mi ufać. 
Tak mogłam mu ufać, mimo że nie byliśmy blisko to i tak zawsze dobrze się dogadywaliśmy. Umiałam mu mówić wiele rzeczy. Na przykład kiedy pierwszy raz upiłam się na imprezie to on odholował mnie od domu, albo kiedy pierwszy raz dostałam okres to on mi kupił podpaski (do dziś się czerwienię że akurat on był wtedy ze mną).
- Dobrze zamieszkam z tobą  - powiedziałam, był jedyną najbliższą osoba w moim życiu i w podświadomości cały czas chciałam z nim mieszkać. 
Ale nie byłabym dziewczyną z prawdziwego zdarzenia która lubi gdy ktoś bliski o nią walczy. A o mnie dawno nikt nie walczył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz