czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 8

Brak komentarzy:

kilka dni później..
>>DAVID<<
Moja siostra od kilku dni zaczyna mnie przerażać, wstaje uśmiechnięta i w ogóle zachowuje się jak zombi w siódmym niebie. Albo mam omamy albo ona jest zakochana. Jeśli to pierwsze to chyba muszę odstawić burbona jeśli to drugie... nie mam nic przeciwko. 
Dziś dostałem maila od Mai i wszystkie zaplanowane zmiany w związku byAnn są już ukończone. 
Po pierwsze została zmieniona nazwa na ANNA BLACK. 
Po drugie jest nowe logo. 
Po trzecie nowe etykiety na kosmetykach. 
Wszystko zatwierdzone i wykonane. Odbyła się także sesja Anny i reklama nowych kosmetyków, a wczoraj otworzono pierwszy salon ANNA BLACK na Manhattanie. Wszystko wykonała moja siostra a ja jestem z niej dumny.
Spojrzałem na wykresy i liczby które przesłała mi moja asystentka i sfrustrowany wyłączyłem je.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranej windy i po chwili śmiech mojej siostry. Weszła do salonu trzymając za rękę Matta Prince. Mogłem się domyślić że skończą razem mimo to i tak trzymałem kciuki by nie byli razem.
- Cześć David. jak się sprawy mają - spytała siostra siadając na przeciwko mnie.
- Dobrze, byłby jeszcze lepsze gdybyś się do nich bardziej przyłożyła.
Pokazałem je maile od Mai.
Widziałem na jej twarzy zachwycenie.
- Świetne, naprawdę - powiedziała.
- Zapisałem cię do szkoły, jutro przyjdzie twój mundurek i podręczniki.
- Okej.
- Do St. Johna? - spytał Matt. Uśmiechnąłem się do niego przekornie.
- Tak jest najbliżej.
Widziałem że wymienili spojrzenie i nic już nie mówili. Po chwili  odłożyła laptop i znów wzięła Prince za rękę.
- Moja mama zaprasza was na bal charytatywny w sobotę. - Odezwał się po chwili Matt.
- Charytatywny, na pewno będziemy. - odparła Anna.
- Taa, trzeba pomóc chorym i biednym - powiedziałem a siostra wysłała wrogi spojrzenie. - Jest jakiś motyw balu? - spytałem umiejętnie zmieniając temat.
- Jak co roku czyli bal maskowy. Mama prowadzi fundację która pomaga ludziom z nowotworami.
- Bardzo szlachetne - odparłem kąśliwie i napiłem się kawy. Okazała się zimna. - Barbaro!
Po chwili w salonie pojawiła się gosposia niosąc ciasteczka orzechowe. Raz wspomniałem że zjadłbym jedno a ona niesie mi teraz cały talerz. Wspaniała kobieta.
- Upiekłam ciasteczka - powiedziała stawiając półmisek. - Potrzeba panu coś jeszcze.
- Jakbyś mi zrobiła nową kawę, byłbym doprawdy wdzięczny.
- A państwu? - spytała zwracając się do mojej siostry i Matta. oboje przecząco pokiwali głowami.
Wzięła moją nietkniętą zimną kawę i odeszła. Wziąłem jedno okrągłe ciasteczko i powąchałem. Pachniały dzieciństwem i przeszłością.
- Wiesz co Anna, dzięki tobie odkrywam uroki posiadania gospodyni - ugryzłem kawałek. - Częstujcie się.
Powiedziałem z pełnymi ustami. Po chwili wróciła Barbara z kawą.
- Przepyszne ciastka - powiedziałam na co on się uśmiechnęła i odeszła.
 Przez chwilę jeszcze siedzieliśmy ale po chwili musiałem się zbierać do pracy. Kierując się do windy usłyszałem jeszcze śmiech Anny. Nie mogłem uwierzyć, że ON umie ją rozśmieszyć...

>>ANNA<<
- Przepraszam cię za niego czasem potrafi być chamski - powiedziałam kiedy usłyszałam że winda się zamknęła.
- Nic nie szkodzi - powiedział i znów pocałował mnie w policzek. 
- Chciałeś pożyczyć ode mnie ta płytę - wymruczałam kiedy kąsał pocałunkami moją szyję.
- Tak...
-To chodźmy na górę, bo tam własnie jest.
- Okej - powiedział i wziął ze stolika jedno ciasteczko. - Naprawdę dobre.

Leżeliśmy na moim łóżku, miedzy nami leżał  laptop z którego leciały piosenki z płyty. 
- Podoba ci się? - spytałam. Kiedy facet zaczął śpiewać refren o zakochanej w nim dziewczynie.
- Tak, jest niezła. 
płyta była składanką, zrobioną dawno temu przez mojego ojca. Na płycie były same piosenki  z czarno-białych klasyków filmowych.
- Tylko niezła? To prezent który kiedyś mama dostała od taty.  - Powiedziałam i przełączyłam na ,,I wonna be loved by you" Merilyn Monroe.
Po śmierci ojca te składankę było słychać codziennie. Rano przy śniadaniu, wieczorem przy kolacji.
Piosenki były wspomnieniami i nigdy ich nie rozumiałam. Lecz wiem że znaczyły wiele dla mojej mamy.
- Ja tez mam ci zrobić taka składankę? - spytał.
- Mógłbyś.
Pokiwał głową i się uśmiechnął. Po chwili całowaliśmy się zapominając o całym świecie.

Kiedy po południu wyszliśmy do parku była piękna pogada, a teraz leje jak z cebra. Schowaliśmy się więc w sklepie z antykami. Matt uśmiechnął się do mnie a ja poczułam jak miękną mi kolana. Zaczęłam się rozglądać po sklepie. Był pełen starych mebli, obrazów, lamp. Podeszłam do gabloty, gdzie leżała biżuteria.
- Spójrz tu - powiedział nagle Matt zwracając moją uwagę na złotą wenecką maskę ozdobioną perłami i cyrkoniami. - W sam raz na bal.
Początkowo byłam sceptyczna do niej wyglądała na starą i troszkę podniszczoną. Ale po chwili odkryłam że taki własnie jej urok.
- Ciekawe ile kosztuje?
- Trzydzieści dolarów - odparł sprzedawca który pojawił się nagle. Był staruszkiem ubranym w brązowy garnitur. - Dorzucę jeszcze te kolczyki.
Wskazał na piękne perłowe sztyfty.
- Wezmę je - odparłam.
Po chwili stałam w sklepie trzymając maskę i podziwiając kunszt jej wykonania. Powinna kosztować więcej niż trzydzieści dolców, ale to nie je ja sprzedawałam. Zaś sprzedawca był wyraźnie ucieszony z tego że coś kupiłam.
po paru minutach przestało lać więc z Mattem wyszliśmy na zewnątrz.
- Co jesteś taka cicha? - spytał chłopak. Czułam jego wzrok na sobie.
- Myślę - odparłam. - nad sukienką jaka włożę w sobotę.
- Możesz włożyć nawet worek i tak będziesz wyglądała przepięknie.
- Ta maska nie pasuje do worka - odparłam.
Po drodze więc weszliśmy do butiku Chanel ale wszystkie suknie wydawały się nie pasować do tej maski. Weszliśmy więc do Forda i tam była idealna, piękna z koronkową górą w kolorze głębokiej czerni.
kiedy się w niej pokazałam Matt wyraźnie był pod wrażeniem. Kupiłam ja i byłam szczęśliwa z tego zakupu.


........................................................................................................................................

Przepraszam za tak krótki rozdział, ale nie mam weny. Trzymajcie się i niedługo powinno pojawić się coś dłuższego i bogatszego jeśli chodzi o treść. Pozdrawiam C xoxo

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 7

Brak komentarzy:

>>ANNA<<
Jechaliśmy długa limuzyna w której jakimś cudem, oprócz mnie, Matta, Sary, Lili, Kate, Edwarda z jego dziewczyną, Jeremiego i Tobiego, wszyscy  się zmieścili.
Właśnie dopijaliśmy butelkę szampana, kiedy samochód ustał a drzwi otworzył szofer. Wszyscy po kolei wychodziliśmy. Przed klubem było mnóstwo fotoreporterów. Było to ostatnimi czasy bardzo popularne miejsce i chodziły do niego znane osobistości, jak dowiedziałam się od Sary.
Nasza duża grupa wzbudziła małą sensacje gdyż naglę poczułam że tonę w blasku fleszy. Na szczęście szybko uciekliśmy do wnętrza klubu.
Udaliśmy się schodami na górną cześć klubu gdzie było zarezerwowane nasze miejsce w strefie VIP-ów.
Kapela która grała na żywo, właśnie pobudzała publiczność do wspólnego śpiewania. Energia wibrująca w powietrzu po prostu zmuszała mnie by zejść i bawić się z innym. Usiedliśmy na dużej kanapie w kształcie litery U, wokół małego stolika. Jerome i Toby poszli zamówić drinki a reszta z nas zaczęła rozmawiać. Sara i dziewczyny próbowały wyciągnąć od Edwarda plotki na temat tego że Jerome ma dziewczynę. Ale Przyjaciel okazał się lojalny i nic nie zdradził uśmiechając się podstępnie i obejmując swoja dziewczynę - Renatę.
Renata była miła i bardzo ładną dziewczyną. miała rude włosy, zielone oczy a na nosie połyskiwały lekko brązowe piegi mimo to i tak rozumiałam czemu Edward ją lubi. Była zwyczajna oraz towarzyska, znalazła język z każdym.
- Mówiłem ci już jak pięknie dziś wyglądasz? - szepnął mi do ucha Matt który usiadł obok mnie.
Matt jak zawsze był przystojny dziś jednak jak go zobaczyłam o mało się nie wywróciłam. Wyglądał jak Heros, dziecko bogów. W czarnej koszuli i do tego w dopasowanych czarnych dżinach wyglądał po prostu apetycznie, po za tym pachniał oszałamiając. musiał użyć nowej wody toaletowej.
- Nie, nic mi jeszcze nie powiedziałaś - powiedziałam smutno.
- Otóż wyglądasz pięknie - szepnął mi do ucha i położył dłoń na mojej tali. Przeszedł mnie dreszcz. Po chwili przyszedł Jeremi z Toby a za nim szła skąpo ubrana kelnerka z dużą tacą.
Chłopaki przyłączyli się do nas a kelnerka porozdawała każdemu drinka.
nie lubiłam alkoholu w przeciwieństwie do reszty grupy, ale w końcu raz się żyje więc spróbowałam. Było to mochito i to całkiem niezłe.
Po wypiciu kilku kolejkach ruszyliśmy na parkiet. Najpierw do tańca zaprosił mnie Jeremi, choć myślałam że to będzie Matt. Mimo to Jer był świetnym tancerzem, potem tańczyłam z Tobym, a potem z innymi chłopakami. Potem kiedy chłopki odeszli więc, tańczyłam z Sarą i dziewczynami. Taniec sprawił że poczułam się w końcu wolna a rozterki i żale ostaniach dni odpływają.
Zespół zaczął śpiewać ostatnimi czasy popularną piosenka a my razem z dziewczynami śpiewaliśmy z nimi refren. Darłyśmy się a potem zanosiłyśmy się śmiechem. Nagle piosenka się skończyła a zaczął lecieć wolny kawałek. Dziewczyny znalazły wolnych partnerów a ja już zamierzałam udać się do stolika kiedy dwie dłonie złapały mnie za biodra i przyciągnęły ku sobie. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechającego się Matta.
- Już myślałam że nigdy razem nie zatańczymy - powiedziałam do głośno do jego ucha.
- Czekałem na idealną chwilę.
Przytuliłam się do Matta i wsłuchałam się w głos wokalisty. Piosenka była o rozstaniu, jak dziewczyna go zostawia, a on ją prosi by została ,,bo jak ona odejdzie, odejdzie też jego szczęście".
Jednym uchem słuchała piosenki a drugie położone blisko ciała Matta wsłuchiwało się w bicie jego serca.
Nagle zapragnęłam być z im sama. Całować go całego, dotykać go wszędzie. Chciałam iść z nim na całość.
- Chcę być z tobą, tylko z tobą... - wymruczałam mu do ucha.
Poczułam że Matta przeszywa dreszcze. Spojrzałam mu w twarz i delikatnie dotknęłam jego ust swoimi.
- Możemy jechać do mnie... - powiedział prosto w moje usta.Uśmiechnęłam się. Weszliśmy do strefy VIP i wzięliśmy swoje rzeczy. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i trzymając się za ręce wyszliśmy z lokalu. Przed klubem wciąż czatowali dziennikarze ale tym razem nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi. Weszliśmy do taksówki i kierowaliśmy się w stronę rezydencji.
Poczułam jak ogarnia mnie podniecenie. Spojrzałam na Matta który bawił się moja dłonią. Uśmiechaliśmy się do siebie jak wariaty.
Kiedy w końcu taksówka się zatrzymała a Matt zapłacił. Weszliśmy szybko do środka i od razu przywołaliśmy windę.
Gdy tylko się za nami zamknęła zaczęliśmy się całować... jego ręce podwinęły moją sukienkę i w chwili czułam je na moim. Do reszty straciłam poczucie miejsca i czasu.
Nie zarejestrowałam nawet kiedy znaleźliśmy się w jego sypialni po prostu kiedy mnie położył na swoim wielkim łóżku i spojrzałam w jego twarz do reszty otrzeźwiałam.
- Chcesz to zrobić? - spytał chrapliwym głosem.
Straciłam zdolność mowy i jedyne co mi zostało to tylko skinienie głową. Wróciliśmy więc do całowania a po chwili nadzy i przytuleni do siebie poddawaliśmy się rozkoszy.


>>MATT<<

Anna zasnęła pół godziny temu a mnie mimo znużenia wciąż nie chciało się spać. Patrzyłem wciąż na twarz dziewczyny z która kochałam się tak nie dawno.

Byłem pewien że miedzy nami nic na długo się nie wydarzy a tu nagle takie coś. Była to jedna z moich najlepszych nocy.
Znów pogłaskałem jej policzek palcem na co ona jęknęła ale się nie obudziła. Uśmiechnąłem się pod nosem i znów zerknęłam na nią. brązowe włosy były rozproszone na poduszce, po makijażu zostały już tylko resztki, a wargi miała lekko napuchnięte. Mimo to na jej twarzy malował się spokój i niewinność.
Nagle dziewczyna wydała z siebie krzyk i po chwili zaczęła mówić przez sen.
- Mamo nie... proszę.... proszę... co robisz?? - jęczała i mówiła.
Byłem przestraszony i nie wiedziałem co robić.
potrząsnąłem ją za ramię a ona nagle otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Kołdra zsunęła się i odsłoniła jej piersi, mimo to cała moja uwaga była poświęcona jej twarzy która teraz zalewała się we łzach.
- Anno. wszystko w porządku - spytałem.
Ona spojrzała na mnie i nagle jakby otrzeźwiała. Po prostu uśmiechnęła się, wytarła łzy i przytuliła się do mnie.
- Po prostu zły sen - odparła szeptem i pocałowała moją pierś. Poczułem rozchodzący się po moim ciele gorąc.
- Chcesz o tym porozmawiać?  - spytałem czując na nowo podniecenie kiedy, jej całe nagie ciało przywarło do mojego boku.
- Nie jest to pora na rozmowę - zamruczała i nagle usiadła na mnie okrakiem, schyliła się i łaskocząc włosami mój tors pocałowała mnie w usta. - Zapomnijmy o tym - dodała i znów mnie pocałowała.
Znów zaczęliśmy się kochać, powoli i delikatnie, badając pocałunkami swoje ciała. Dostosowaliśmy się do jednego tempa i po chwili oboje doznaliśmy spełnienia.
O szóstej nad ranem kiedy jedliśmy lody truskawkowe i oglądaliśmy w telewizji jakiś chiński czy japoński horror. Wtedy zadzwonił telefon Anny. Odebrała go z ociąganie mówiąc mi, że dzwoni jej brat.
- Haloo... nie u Sary. Tak wiem że to ten sam budynek ale... nie gniewaj się... potrzebowałam babskiego wieczoru z pudełkiem lodów i komediami romantycznymi. Ty byś ze mną takiego nie spędził, za dużo pracujesz chyba że... Tak nie długo wracam. Ja ciebie też.
- twój brat już tęskni za tobą? - spytałem przesuwając łyżką pełną lodów po jej wardze. Oblizała się i z uśmiechem odparła.
- Martwi się, dlatego dzwoni. Mogę to zjeść... - spytała kiedy znów łyżka uciekła jej z przed ust. Po chwili nakarmiłem ją poprawnie na co uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Nie powiedziałaś mu że jesteś ze mną.
- By cię zabił za to że sypiasz z jego siostrą? - powiedziała z iskierkami w oczach.
- Jakbyś mu powiedziała że ci na mnie zależy to by chyba tego nie zrobił.
- Taa, mój brat  oślepiony furią nie słucha nikogo.
Roześmiała się i maznęła mnie lodami w nos.
- Czy ty właśnie mnie ubrudziłaś? - spytałem bardzo poważnie.
- Może... 
Pochyliłem głowę i dotknąłem nosem jej buzi. Po chwili i ona była cała w zimnej truskawkowej masie.
Godzinę później, byliśmy umyci, a Anna właśnie zbierała się do wyjścia. Leżałem na łóżku i przyglądałem się jak ubiera swoją sukienkę. Włosy miała jeszcze mokre a po makijażu nie było już śladu. Wyglądała smakowicie.
- Spotkamy się dzisiaj.
- Jasne. Zadzwonisz do mnie potem? - sypała i spojrzała na mnie.
- Oczywiście. 
Podeszła do mnie i pocałowała mnie w usta, po woli pogłębiając pocałunek. Już miałem ja objąć i przyciągnąć bliżej siebie kiedy odsunęła się ode mnie z szatańskim uśmiechem.
- Żebyś nie zapomniał.
Powiedziała i po chwili już jej nie było. Jedyne co po niej zostało to jej zapach, wciąż unoszący się w pokoju.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 6

Brak komentarzy:

>> ANNA<<

Po pocałunku wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do knajpy. Miałam poczucie winy. Nie wiem czemu. Pocałunek dla Matta znaczył o wiele więcej niż dla mnie. Owszem podobał mi się i lubiłam go ale chyba nie jestem gotowa by z nim być.
Matt zaś sprawiał wrażenie rozluźnionego i spokojnego,kiedy ja zaś w swoim wnętrzu trzęsłam się jak galareta.
Weszliśmy do knajpy. Była mała i przytulna, nie przypominała żadnej innej restauracji w których była. Matt złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku wolnego stolika. Kiedy usiedliśmy po chwili pojawił się kelner podając nam menu.
- Co zamawiasz? - spytał Matt. Odłożyłam swoją kartę.
- Ty coś zaproponuj - odparłam. Nie jestem zbyt zdecydowaną osobą.
- Okej. Co powiesz na ravioli z mięsem?
- Okej, a na deser?
- Lody, oczywiście. Tutaj są najlepsze.
Po chwili z nów pojawił się kelner i przyjął nasze zamówienia.
- Byłeś tam kiedykolwiek? - spytałam gdy odszedł kelner.
- We Włoszech? - pokiwał głową. - Jasne, a ty?
- Nie byłam. Zwiedziłam dużą część Europy ale Włochy nigdy nie były nam po drodze.
- Nam?
- Do Europy jeździłam razem z mamą i tatą, jak David był jeszcze nastolatkiem też jeździł. Po śmierci ojca wszystko się zmieniło, mama przestała lubić latanie, David zaczął przykładać się do nauki, bo chciał iść na studia.
- Słyszałem o śmieci twojego ojca, zginął w tragedii lotniczej.
Kiwnęłam głową.
- Nie lubię o tym słuchać, nawet o tym myśleć.
Mimo to wspomnienia zaczęły zalewać mój umysł. Poczułam piekące łzy a gardle urosła gula. Znów poczułam się ta małą dziewczynką obudzoną w środku nocy by usłyszeć te okropne słowa ,,tata nie żyje"
- Hej, nie smuć. - powiedział Matt i znów złapał mnie za rękę. Po chwili pojawił się kelner przynosząc napoje i dania. Kiedy obsługa odeszła Matt mówił dalej. - Pamiętasz tego ptaka którego sobie wytatuowałaś. Mówiłaś że oznacza on wolność,więc uwolnij się od tego. Przetrwaj tą ciężką chwilę  i leć dalej.
Spodobała mi się jego metafora. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam jeść.
- Masz rację, to jest przepyszne.
Roześmiał się.
- Mówiłem, najlepsza knajpa włoska i tyle - i sam również wziął gryza. - Buon Appetito!

Kiedy skończyliśmy jeść przepyszne ravioli i ,,najlepsze lody w mieście", była pora by się zbierać. Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy do wyjścia. Ku mojemu zaskoczeniu kiedy Matt otworzył przed nami drzwi stała grupa, fotoreporterów i nagle rozległ się dźwięk cykanego zdjęcia.
Matt złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę samochodu, bo mi nagle nogi przyrosły do betonu.
- Matt... Matt potwierdzisz plotki o waszym związku?
- Anno! Ty i Matt jesteście parą?
Wszędzie rozlegały się głosy pytania, kiedy w końcu zniknęliśmy we wnętrzu samochodu poczułam ulgę.
- Co to do cholery było? - powiedziałam cichym głosem. Byłam roztrzęsiona i wściekła. - O co chodzi?
- Nie widziałaś tego wpisu w internecie.
Musiał chyba wyczytać z mojej twarzy że nie wiem o co chodzi.
- Ktoś sfotografował nas wczoraj w parku i w internecie napisali że jesteśmy parą czy coś w tym stylu. Sam tego nie widziałem ale Sara mi mówiła.
- O jejku... Ale co tu robili ci wszyscy paparazzi.
- A ja wiem. - powiedział przysuwając się do mnie bliżej i obejmując mnie ramieniem. Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Spojrzałam na jego uśmiechającą się twarz.
- Co cię tak bawi? -spytałam.
- Twoja mina. i w ogóle ta cała sytuacja...
Zastanowiłam się przez chwile i miał racje rzeczywiście to było zabawne. Uśmiechnęłam się do niego kręcąc głową.

W drodze do domu poczułam że się rozluźniam. Mat zaczął żartować, a ja nagle uświadomiłam sobie że potrafię się śmiać. Jako że dzień był jeszcze przed nami postanowiliśmy się udać na zakupy. Chciałam uzupełnić puste wieszaki w garderobie a teraz była na to okazja. Matt nie protestował i byłam zadowolona że chce mi pomóc.
Tak więc chodziliśmy. Dzięki dobremu oku Matta kupiłam dwie pary dżinsów, kilka topów, trzy sukienki o raz parę koszul i spódnic. Nie mogło się też obyć bez butów. po za kupach poszliśmy do kawiarni gdzie zjedliśmy pyszne ciastko na pół oraz wypiliśmy kawę.
Kiedy Matt po raz kolejny opowiedział mi jedną historię związaną z Jeremym, Tobym i Edwardem, uświadomiłam sobie jak swobodnie i dobrze czuję się w jego towarzystwie.
- Dziś wybieramy z chłopakami wybieramy się do klubu. Masz ochotę iść? - spytał Matt z nadzieją w oczach.
- Nie wiem. Musiałabym spytać się Davida - powiedziałam. Zaczerwieniłam się troszkę. Rodziców nigdy nie musiałam pytać czy mogę iść do klubu. Ale znam Davida i może mu się nie spodobać że włóczę się całą noc po imprezach. Po za tym widać że wypadek odcisnął w nim wyraźne piętno
- Okej - widać był rozczarowany moją odpowiedzią.
- Co nie znaczy że nie chcę iść. Po prostu nie chcę by się martwił.
- Więc nawet jak się nie zgodzi pójdziesz?
- Jasne.
Matt uśmiechnął się mimo to i tak widziałam że jest zawiedziony. Kiedy ciastko i kawa zostały pochłonięte pojechaliśmy do rezydencji.  Obładowana Torbami weszłam do windy. Kiedy drzwi za nami się zamknęły zobaczyłam że Matt ustał że przede mną,  a nim się obejrzałam po chwili się całowaliśmy. Torby które trzymałam upadły z cichym hałasem. Moje poczucie winy po dzisiejszym pocałunku ulotniło się czułam po prostu że Matt mnie rozumie  właśnie tym pocałunkiem dziękowałam mu za to.
Pochłonięci swoim dotykiem nie poczuliśmy kiedy zatrzymała się winda na piętrze Matta.
Więc kiedy usłyszałam chrząknie odskoczyłam od niego jak oparzona a na twarzy pojawiły się czerwone plamy.
Zerknęłam w wejście windy. Stała tam kobieta w blond włosach ubrana w białą garsonkę od Chanel. Moje zawstydzenie osiągnęło podium kiedy Matt optymistycznym tonem zawoła.
- Mama?! Co tu robisz? - spytał zmieszany ale i zadowolony.
- Przyjechałam. Dzwoniłam przecież, ale nie odbierałeś.
Matt zaczął zbierać moje torby i po chwili ja i moje zakupy znaleźliśmy się w salonie.
- To jest Anna Black, a to moja mama Lucy Prince.
- Miło panią poznać - powiedziałam i znów poczułam że żar oblewa moją szyję.
- Ciebie również, myślałam Matt że chodzisz jeszcze z tą Sarą Evans - powiedziała, wyraźnie obserwując moją reakcję, co spowodowało że jeszcze bardziej się zaczerwieniłam.
- Z Sarą się przyjaźnię, przecież wiesz - powiedział Matt odrobinę opryskliwie.
-Anno usiądziesz z nami. Zrobię coś do picia.
Spytał Matt kierując się w stronę kuchni.
- Przykro mi ale nie mogę. Muszę jeszcze porozmawiać z Davidem o paru sprawach...
- Och jasne. - powiedziała jakby sobie coś przypominając. - Mamo zaczekaj chwilę, odprowadzę Annę do wyjścia.
Winda była i czekała otwarta na mnie.
- Więc? - spytał Matt.
- Więc?
- Spotkamy się wieczorem - powiedział i pocałował mnie w usta. Jak otumaniona weszłam do windy.

>>MATT<<

- O co chodzi z tą Anną Black? - spytała matka kiedy wróciłem do salonu.
- O co ma chodzić?! Nic się nie dzieje - odparłem trochę zirytowany tą jej opryskliwością.
- Nie wiesz kim jest jej brat? Pamiętasz jak potraktował twojego kuzyna.
- Nick sobie na to zasłużył, poza tym co mnie obchodzi jej brat. nie zadaję się z nim a z jego siostrą.
- Rodzina... więzy krwi. Wystarczy że robisz mały błąd w związku z nią a on może zrzucić cię z góry i wszyscy o tobie zapomną. On ma dużą władzę, większą niż twój ojciec.
- Mamo, nie przesadzaj...
- Ostrzegam cię synu. ona jest ładna i niewinna. Wystarczy jeden błąd...
- Ona wcale nie jest taka i proszę zakończmy tą dyskusję. - uciąłem - Co tu w ogóle robisz?
- Tata i ja chcieliśmy zaprosić cię na kolację, urządzamy ja dziś wieczorem wpadniesz?
- Nie mogę, jestem już mówiony.
- Będzie Monica Parker.
Spojrzałem na Matkę. Monica Parker moja była dziewczyna. Kiedyś była słodka i dość fajna ale po kilu tygodniach okazała się pusta i rygorystyczna. Zabraniała spotykać mi się z kumplami oraz wychodzić wieczorami do klubu. poza tym uprawiała jogę do czego mnie zmuszała.
- Jeśli to ma być zachęta, nie za bardzo się udaje.
- Przecież ci się z nią układało.
- To krzyżówka łabędzia z szatanem. Nie każ mi się do niej zbliżać.
- A co będziesz dziś robić? Umówiłeś się z tymi swoimi kumplami.
- Tak, poza tym ma być też Anna.
- ...
Reszta wizyty mamy odbyła się w sposób który mogę nazwać cywilizowany. Kiedy sobie poszła zadzwoniłem do Anny która oznajmiła że będzie o dwudziestej gotowa na wyjście.
Nareszcie jakaś dobra wiadomość.

czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 5

Brak komentarzy:
(c) lost souls


>>ANNA<<
2.08
Żyj pełnią życia!
Ufaj swoim wyborom.
Ciesz się szansą że jeszcze żyjesz....

Lista od której dziś zaczynam żyć..., bo wcześniej żyłam tylko w skorupie. 

Anna


- Chcę zmienić nazwę firmy. - powiedziałam rano przy śniadaniu. Była sobota, a siedziba firmy została już przeniesiona do Nowego Jorku. Na razie tylko zarząd, ale już są urządzane laboratoria oraz biura. Najwyżej za miesiąc, wszystko będzie u porządkowane.

- Serio? - spytał David. Do tej pory nie wtrącałam się w życie byAnn, ale od wczoraj zaczęłam oo tym rozmyślać. Firma to duża odpowiedzialność, ale jeżeli ma być moja za kilka lat chcę już powoli poznawać jej struktury i dokonywać zmian.
- Więc jak ma się nazywać? - spytał David.
- Nie mam pojęcia. Chciałabym żeby mogła współpracować z nazwiskiem. Myślałam o Black ale to się nie nadaje na nazwę firmy kosmetycznej.
- No tak poza tym ściągnęłabyś ode mnie. - uśmiechnął się przekornie. - Może po prostu Anna Black albo Anna.
- Chcę czegoś niepowtarzalnego i niebanalnego.
- BlackAnn? - pokręciłam przecząco głową. - Black Daimond.
- Jak nazwa jubilera - powiedziałam.
- Masz rację pozwolisz że ja ją sobie zaklepię.
- Zakładasz salon jubilerski?
- Może - powiedział.
Tak więc jedliśmy śniadanie i myśleliśmy o nazwie.
- Może być po prostu Black - powiedział nagle David. - Po prostu nadamy różne nazwy kosmetykom.
Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi i chyba wyczytał to z mojej twarzy. Wyjął więc notes ze swojej aktówki i zaczął rysować. Był to słaby rysunek jakiegoś pudełeczka. Na górze napisał małymi Black, a pod spodem większymi literami Natural Cream.
- Nazwy mogą być różne. Od Sweet Gel po Sad Win. Black to po prostu nazwa firmy, a kosmetyki będą miały swoje nazwy, loga. Można stworzyć linie o jednej nazwie. Rozumiesz?
- Tak. Świetny pomysł - uśmiechnęłam się uradowana
- Napiszę maila do Mai i przekażę jej te pomysły. Ona wszystko zorganizuje.
Maya Novak jest kierowniczką i wicedyrektorką koncernu byAnn ona wszystko potrafi zrobić, załatwić. Dzięki niej firma chodzi jak w szwajcarskim zegarku.
- Ale to nie jedyny pomysł. Chcę mieć sklep, taką prawdziwa drogerię i tam sprzedawać kosmetyki.
Do tej pory nasze kosmetyki były dostępne tylko w internecie oraz była możliwość spotkania się z konsultantką.
- To też dobry pomysł, trochę kosztowny ale będzie nas stać. Porozmawiam z Mayą ona się na tym lepiej zna. Będziemy musieli nakręcić nowe reklamy i zrobić sesję zdjęciową. Chcesz jeszcze reklamować te produkty.
Nie jestem modelką ale lubię reklamować markę mamy. Teraz już moją...


>>SARA<<

Siedziałam w swojej sypialni i przeglądałam właśnie jedną z moich ulubionych stron plotkarskich. Łudziłam się że może o mnie napisali gdyż wczoraj byłam w klubie Brown Eyes. Niestety nie było ani jednej w wzmianki o tym że tam byłam, nawet krótkiej. Trochę się wkurzyłam gdyż moja siostra Isabella zajęła cały artykuł. Przyszliśmy oddzielnie i trochę teraz tego żałowałam, że jednak się z nią nie zabrałam. 
Już miałam wychodzić ze strony kiedy moją uwagę zwrócił link <Prince i jego nowa dziewczyna>. Nie wiele myśląc weszłam, znałam tylko jednego Prince i zwędzenie skóry podpowiadało mi że chodzi właśnie o niego. Byłam zakochana w Matcie od wieków i choć trochę kręciliśmy ze sobą, szybko się z tego wypisał mówiąc, że zależy mu na mnie, ale tylko jak na siostrze.  Byłam zrozpaczona ale przełknęłam to. Ciesze się że chociaż mogę się z nim przyjaźnić.
Link się załadował i pochwali zaczęłam czytać artykuł.

Matt Prince i jego nowa dziewczyny?

Bogaty nastolatek, dziedzic fortuny i jedyny syn jednej z najbogatszych par Nowego Jorku ma nową dziewczynę. Na razie nic nam o tym nie wiadomo, ale chłopak został przyłapany na spacerze w parku z Anną Black. Zdjęcia które dostaliśmy pokazują, że trzymają się za ręce i się przytulają. Nic nam nie wiadomo o tym czy są parą czy po prostu bliskimi przyjaciółmi. Informator powiedział, że oboje wyglądali na zadowolonych oraz szczęśliwych. 

Przypominamy, że Anna Black miesiąc temu straciła w wypadku matkę a sama wyszła z tego cało. Jest teraz pod opieką starszego brata - Davida Black. Jednego z najbogatszych kawalerów  w Nowym Jorku. Młoda panna Black podobno ma na koncie ponad 40 mld dolarów, które dostanie po ukończeniu 21 roku życia. Jest też twarzą oraz przyszłą właścicielką firmy swojej zmarłej matki - byAnn - utworzonej na jej cześć. 

Na razie to wszystko, jeśli zdjęcia i plotki które słyszeliśmy potwierdzą się, Anna Black i Matt Prince będą najmłodszą i najbogatszą parą w mieście. 
Na dole znajdziecie galerię zdjęć.

Przesunęłam stronę niżej i o mało nie zwymiotowała widząc Annę i Matta w obcięciach, albo jak trzymają się ze ręce. Zawsze marzyłam o tym, że Matt będzie mój, a on tym czasem zaczął zadawać się z tą małoletnią modelką
Poczułam że nienawidzę tej flądry Anny. Ale po chwili mi przeszło, jej nie da się nienawidzić, jest miła i towarzyska, nawet ładna. Poczułam smutek i postanowiłam zadzwonić do Matta. 
Odebrał po piątym sygnale.
- Cześć - powiedział zaspanym głosem.
- Hej. Dlaczego ja o takich rzeczach dowiaduje się z Internetu... - zaczęłam robić mu wyrzut. 
- O jakich rzeczach? - spytał sennie 
- Że ty i Anna Black jesteście parą - odparłam, Praktycznie wyplułam te słowa. - Co jak co ale mi mogłeś powiedzieć. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Gdybyśmy byli parą powiedziałbym ci o tym. Ja i Anna... jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie ściemniaj, sfotografowali was jak wczoraj byliście w parku, przytulaliście się i trzymaliście się za ręce.
- Chciałem ją pocieszyć była taka smutna. Daj spokój, zachowujesz się jak zazdrośnica.
Nie przypominała na zdjęciach smutnej osoby. 
- Nie jestem zazdrosna, tylko czuję, że mnie mówisz mi prawdy. 
- Bo... oj no dobra. Po prostu czuje coś do niej, ale ona nie jest gotowa na związki, więc wrzuciła mnie do strefy ,,przyjaciół". - Poczułam, że odlatuję, słysząc te słowa. Może ona jednak jest mądrą.
- Oj to nie dobrze. Co zrobisz?
- Po czekam i będę przy niej, aż poczuje to co ja.
Jego słowa były dla mnie jak sztylety wbijające się w ciało. Naprawdę ją polubił co mnie bardzo zmartwiło. 
- Życzę powodzenia - odparłam. - Spotkamy się dziś? 
- Umówiłem się na siłownię z chłopakami, a potem myślałem że zaproszę Anne na lunch. Jeśli chcesz możesz iść z nami. Anna bardzo cie lubi.
- Jasne, dzięki.
- Muszę kończyć. Dam ci znać co i jak.
- Okej. Pa.
Ale on już tego nie usłyszał. Leżałam jeszcze chwilę w ciszy i myślałam. Nie wiedziałam co robić w tej sytuacji, dopóki nie było Anny wierzyłam, że mam jeszcze u niego szanse. Lecz teraz czułam się jak wypalona i niepotrzebna zapałka. Wciąż słyszałam jego słowa ,,Po czekam i będę przy niej aż poczuje to co ja. " Odbijały się w mojej głowie niczym echo, albo jak piłeczka w pin-pongu. Jedna strona ją odbiła potem druga i tak wracała co chwile. 
Czy jest szansa by o niego walczyć? Zadałam sobie pytanie. Walczyć zawsze można, ale wydaje się to walką nie do wygrania.
Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi, powiedziałam ,,proszę"  i po chwili do pokoju weszła moja siostra. W ogóle nie wyglądała jakby ostatnia noc przebalowała. Miała na sobie ołówkową spódnice oraz elegancki jedwabny top. Włosy miała rozpuszczone a w uszach jak zwykle perły.
- Cześć Sara. Pożyczyłabyś mi biały lakier.
Spojrzałam na tę idealną kobietę, która była moją siostrą. Perfekcyjna w każdym calu a mnie brał szlak jak na nią patrzyłam. 
- Nie mam - odparła biorąc czasopismo ze stolika.
- Jak nie masz, jak ostatnio kupowałaś. 
- Pożyczyłam Kate. 
- A masz jakiś inny? Musi być kremowy i jasny. 
W przeciwieństwie do mojej siostry lubiłam mieć wyraziste paznokcie, czarne, czerwone a nawet niebieskie.
- Nie, wiesz że te kolory są dla mnie nudne. nie możesz iść do manikiurzystki.
- Za pół godziny muszę jechać do pracy. Nie wyrobię się. 
- Idź do Black. Jego siostra może mieć. Zadzwonię do niej.
Isabella się zaczerwieniła. Znałam jej stosunek do Davida, po kryjomu przeczytałam jej pamiętnik. Pisze pamiętnik, co za głupota.
- Nie pójdę tam. Idź ty proszę... - powiedziała,patrząc błagalnie.
- Nie mogę, zobacz jak ja wyglądałam.
Miałam przetłuszczone włosy i nie zmyty makijaż, spałam nawet w ubraniach z wczorajszej nocy. Mój oddech przypominał zaś zapach zdechłego szczura.
- Okej, zadzwoń do niej. 
Anna odebrała po drugim sygnale.
- Hej, mówi Sara. - powiedziałam.
- Heeej. - odpowiedziała przeciągając samogłoskę.
-Mam mało prośbę. Moja siostra potrzebuje pożyczyć lakieru do paznokci, w  białym lub kremowym kolorze. Będziesz taki miała? - spytałam 
- Tak. Raczej mam. Niech przyjdzie, na pewno coś znajdę. 
- Okej powiem jej. Pa.
Odłożyłam telefon.
- Powiedziała żebyś do niej przyszła, znajdzie jakiś.
- Dzięki. 
Po chwili jej nie było. Ja zaś wróciłam do moich przemyśleń na temat Matta. Czy jest szansa by o niego walczyć?

>>DAVID<<

Dziś miałem wolne w pracy i postanowiłem ten dzień przepracować w domu. Anna miała dużo pomysłów by zmienić firmę. Większość była dobra a ja poczułem, że w końcu moja siostra zaczyna wracać do świata żywych. 
Pewnym momencie zadzwonił telefon i z tego co się domyśliłem musiała dzwonić młoda Evans.
Młoda Evans, była całkiem znośna i miła. za to starsza moja rówieśniczką, to okropna, rozpieszczona baba, która pracuje... w konkurencyjnej firmie. Poza tym umie wkurzyć jak nikt inny.
- Co tam? - spytałem kiedy Anna odłożyła słuchawkę.
- Siostra Sary ma przyjść pożyczyć lakier do paznokci.
Chciałem się ewakuować, ale po chwili wszedł Luke i zaanonsował gościa w postaci Isabelle Evans. Po chwili weszła długo noga blondynka, jak zwykle pewna siebie i niezniszczalna niczym czołg. Wróciłem do mojej gazety.
- Jesteś siostrą Sary. - spytała Anna, wstając i podchodząc do niej. - Anna Black.
Przedstawiła się moja siostra. Zerknąłem na nie katem oka widziałam że blondi otworzyła nieznaczenie usta. 
- Isabella Evans. - powiedziała nie pewnie.
- Musimy iść na górę i trochę poszukać gdyż nie mam pojęcia gdzie są lakiery.
-Nie mam zbyt dużo czasu... - zaczęła ale Anna jej przerwała.
- To musimy się pośpieszyć.
Poszły na górę zostawiając mnie samego. Spojrzałem na ich odchodzące plecy. Oczywiście jak każdy facet spojrzałem na metrowe nogi blondi.
Isabella Evans to niezłe ciało i nogi. ale... i tak jej nie lubię.

>>ANNA<<

Minął miesiąc a w moim pokoju wciąż stały nierozpakowane kartony i walizki. Większość stała w garderobie. Nie które były już otwarte. Wszystkie kosmetyki znalazłam w kartonie podpisanym byAnn. Było to oczywiste mimo to i tak najpierw otworzyłam dwa kartony pełne książek i innych dupereli z mojego pokoju.
W pudle z napisem byAnn, Było mnóstwo nie rozpoczętych żeli, kremów, zestawów upominkowych, kremów, dosłownie wszystko. Były też nowe w hurtowych ilościach tusze do rzęs błyszczyki i lakiery do paznokci ułożone w tekturowym pudełeczku. Wszystkie były jednego koloru, akurat takiego jakiego chciałam - białego.
- Proszę. - powiedziałam dając jej buteleczkę. - Możesz go sobie zatrzymać. Może potrzebujesz jeszcze błyszczyka lub tuszu do rzęs, albo żelu, kremu.
Zaczęła kręcić głową. Ale ja już chowałam wszystko do papierowej eleganckiej torby z nadrukiem ,,byAnn". Zrobiłam dwa takie upominki jeden dla Sary a drugi dla Isabella.
- Proszę dla ciebie i  dla Sary.
- Oj nie musisz - wyraźnie była zmieszana ale ja wzruszyłam ramionami. Wszystko wystarczy mi na pół roku.
- Weź naprawdę, ja tego wszystkiego nie dam rady zużyć, a jeszcze pewnie dostanę.
- Dzięki.
Po czym wyszłyśmy z pokoju. David chodził po salonie ze słuchawką w uchu i rozmawiał wyraźnie rozzłoszczony.
- Maya nie obchodzi mnie to, masz to wykonać i już - przez chwilę milczał i zastygł w ruchu. - Jak to Kate Richards się z tobą kontaktowała... Kurwa... Mówiłem, że jak się z tobą skontaktuje to masz mnie o tym powiadomić... okej, będę za 10 minut.
- Do widzenia Isabelle. - Powiedział David zerkając na starszą Evans.
- Black.
Po chwili już jej nie było. Spojrzałam na Davida. Kate Richards?! Ciocia Kate?!
- O co chodzi? - spytałam.
- Nie wiem.
Brat zaczął zbierać wszystkie kartki na których pisaliśmy pomysły co do byAnn. Schował też laptopa i telefon do aktówki. w zwykłym dresie i okularach przeciwsłonecznych z aktówką w ręce wyszedł z loftu i znów byłam sama... przez moment.
- Co tam panienko Anno? - Spytała gosposia Barbara. - Pański brat wyszedł? Waśnie zrobiłam dla niego kawę.
- Miał coś pilnego do załatwienia.
- Jeśli panienka nie ma nic przeciwko ja już bym poszła. Obiad i kolacja są do przygrzania w lodówce. Zakupy są zrobione. Przyjdę jutro rano.
- Dziękuję Barbaro. Do zobaczenia.
Zazwyczaj Barbara mieszka u nas cały czas, ma własny pokój i łazienkę ale dziś mieli wpaść jej rodzice i więc wróciła do swojego mieszkania. Nie miałam jej za złe.
Jako że Davida nie było ja postanowiłam rozprawić się z kartonami w pokoju.
Praca trwała żałośnie długo. Ale się opłacało. Posegregowałam ubrania, większość postanowiłam oddać, bo porostu ich nie nosiłam, albo okazywały się za małe. Tak więc moja nowa garderoba zawierała mniej rzeczy niż ta którą miałam w Waszyngtonie, ale byłam bardziej szczęśliwa gdy patrzyłam na puste wieszaki. Jakbym zaczynała wszystko od nowa, a pozbycie się starych ubrań oczyszczało moją psychikę.
nie wiedziałam za to co zrobić z dwoma kartonami kosmetyków. Były pełne żelów, szamponów, kremów. były też pliki papierowych toreb z moją podobizną, albo z logo firmy. Podstawowe rzeczy wzięłam do swojej łazienki i tam je ustawiłam, wierząc że z czasem to zużyje ale z resztą nic nie mogłam zrobić, jedynie rozdać. Postanowiłam trochę oddać Barbarze, a także ubrania dla jej młodszej córki.
Ciuchy schowałam do jednej ze sportowych toreb oraz kosmetyki. W końcu wszystko było rozpakowane, kartony chowałam do garderoby,
Pokój i garderoba od razu wydały się większe.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Halo?
- Hej, mówi Matt. Chciałem zaprosić cię na lunch. Masz ochotę?
- Tak jasne.
- Zaraz do ciebie przyjdę. Zaproszę też Sarę, okej?
- Jane, dawno jej nie widziałam.
- Okej za moment u ciebie będę.
Miałam już iść się przebierać kiedy winda się otworzyła i wyszedł z niej Matt.
- Cześć - powiedział.
- Hej... nie jestem jeszcze gotowa.
- Zaczekam.
Wróciłam więc do swojego pokoju. Ubrałam szybko czarny kombinezon, włosy uczesałam w kok i zrobiłam sobie lekki make up. Wzięłam torbę i okulary, a na nogi wsunęłam tenisówki.
W salonie David przeglądał telefon.
- Możemy iść.
- Właśnie napisała do mnie Sara. powiedziała że nie może iść, jest umówiona z tatą.
- Och, no nic. Pójdziemy we dwoje.
Ruszyliśmy więc do windy.  Przed budynkiem czekał już na nas samochód. Wsiedliśmy i pojechaliśmy.
- Tak w ogóle dokąd jedziemy.
- Jedziemy do pewnego bistro. Podają tam najlepsze włoskie żarcie jakiego w życiu nie jadłaś.
- Nawet we Włoszech ?
- Tam może zjesz... ale teraz liczy się tu i teraz.
Nie komentowałam tego zerknęłam za okno i spojrzałam na tych wszystkich ludzi goniących i spieszących się nie wiadomo za czym. Zaczęłam się zastanawiać czy każdy człowiek na kuli ziemskiej śpieszy się tak samo jak przeciętny nowojorczyk. Ludzie w Nowym Jorku zachowywali się jak w mrówki w mrowisku, wymijali się płynnie i po chwili znikali za zakrętami.
- O czym tak myślisz? - spytał przerywając ciszę David.
- O różnych rzeczach - odparłam zagadkowo.
- Pewnie  myślisz o mnie... i o tym jak mnie pragniesz.
Powiedział to tak zabawnym tonem że się roześmiałam.
- Jasne... własnie moje myśli do tego zmierzały.
- Serio? - spytał. po czym dodał całkiem z powagą. - Bo wiesz mam dar Przewidywania przyszłych myśli.
- Wow, to szacun.  Nigdy nie poznałam kogoś tak wyjątkowego....
- Uważasz że jestem wyjątkowy?
- Każdy jest wyjątkowy, ale nie którzy to już do przesady.
- a ja jestem tylko wyjątkowy czy taki aż do przesady?
- Nie będę ci mówiła, jeszcze sodówka ci uderzy do głowy.
-  Zaryzykuj.
- Jesteś tak wyjątkowy że cię lubię. Nie wystarczy...
- Wolałbym usłyszeć że za mną szalejesz...
- Ależ szaleje, lecz po cichu....
- Więc jakbym cię pocałował, nie obraziłabyś się...
- Matt, rozmawialiśmy o tym.
Poczułam że się czerwienię. Złapał mnie za rękę a jego uśmiech przygasł.
- Moglibyśmy chociaż spróbować. 
- Nie czułabym się z tym komfortowo. Chcę odzyskać siebie, a ty poznajesz mnie taką... złamaną, roztrzaskaną.
- Wcale że nie jesteś złamana. Jesteś twarda jak kamień, brylant. 
- To tylko powłoka, moje wnętrze jest za to delikatne jak szkło i łatwo je zbić.
- Czasem najcięższe szkoło trudno jest rozbić. Anno, ja cię ochronię, ja będę przy tobie cały czas...
- Teraz jestem koszmarem. Chce byś poznał mnie jak będę snem.
- Sny zapominam, za to koszmary pamiętam zbyt dobrze.
Nadeszła chwila, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy. Miałam już odwrócić twarz kiedy Matt pochylił się mnie pocałował.
Był to pytający pocałunek a ja nie wiele myśląc, zbyt zaskoczona nim, zgodziłam się na niego.


wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 4

Brak komentarzy:


1 miesiąc i dwa dni później...        
                               
   01.08 / piątek
Drogi pamiętniku...

Chciałabym móc napisać, że już do reszty zapomniałam o wypadku, ale tak się nie dzieje. Co noc nawiedzają mnie koszmary związane z nim. W dzień, zazwyczaj o tym nie myślę bo i nie mam kiedy, ale gdy zamykam oczy widzę wszystko dokładniej niż kilka tygodni wcześniej. 

Nie krzyczę już w nocy, gdyż krzyk zamienił się w płacz, widzę że i mój brat nie sypia dobrze. Czasem słyszę że czai się blisko moich drzwi a rano odkrywam że śpi na kanapie w salonie. Choć David nigdy się do tego nie przyzna myślę że z chęcią by mnie się pozbył.
Jeśli chodzi o moją aklimatyzację w Nowym Jorku sprawy mają się już inaczej. Od ostatniej imprezy, swój czas wolny spędzam wyłącznie z Mattem albo z Sarą z którą się bardzo polubiłam. 
To więc taki krótki wstęp... obiecuję pisać więcej

Anna




>>ANNA<<<

Zamknęłam swój ,,pamiętnik". Tak naprawdę trudno go nazwać pamiętnikiem, gdyż to zwykły zeszyt w kratkę w miękkiej oprawie. W dodatku wcześniej pisałam w nim notatki z francuskiego. 
Dlaczego postanowiłam pisać pamiętnik? Zaczęłam się zastanowić i po chwili sobie przypomniałam. Nie chcę iść do psychiatry czy psychologa. Ale o tym trzeba rozmawiać więc postanowiłam pisać. Wszystko to co mnie nurtuje i co truje mnie od środka. Jeszcze raz przeczyłam swoja notkę. 
Nie wylałam w niej duszy. W ogóle wydaje mi się napisana ni jak oraz nudnie i ogólnie czyta się ją beznadziejnie. Ale to chyba dobry początek. Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go do szuflady biurka. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołam. 
Po chwili do mojego pokoju weszła nowa gosposia - Barbara. Jak poprosiłam tak mój brat zrobił, otóż zatrudnił gospodynię która nie tylko ugotuje ale też posprząta. Ma ponad trzydzieści lat i jak na razie radzi sobie świetnie. Poza tym bardzo ją lubię.
- Matt Prince do pani - powiedziała Barbara. 
- Powiedz mu że zaraz przyjdę. 
Barbara wyszła a ja szybko udałam się do łazienki. Wyglądałam tak jak zwykle czyli nie lepiej niz po wypadku. Wciąż miałam cienie pod oczami który nawet nie chciało mi się ukrywać korektorem. Na sobie zaś miałam krótkie dresowe spodenki i czarną koszulkę z nadrukiem kota. Jedyne co poprawiłam to rozpuściłam włosy. Po tym wybiegłam z pokoju i zeszłam na dół do salonu.
- Cześć - powiedziałam do Matta który siedział już na kanapie.
- Hej, jak leci? - spytał się uśmiechając się szeroko.
- Sam czas leci ja zaś w miejscu.
- Trzeba chyba coś z tym zrobić.
- Hahaha masz plan?
- Żeby choć jeden. Na początek spacer, lunch a potem kino? Co myślisz?
- Zgoda. Może jeszcze zadzwonię po Sarę...
Chciałam już iść na górę po komórkę kiedy nie oczekiwanie Matt złapał mnie za rękę. Okazało się że już nie siedział tylko stał obok mnie.
- Fajnie że polubiłaś się z Sarą, ale ja chciałem spędzić ten dzień tylko z tobą...
Na początku nie rozumiałam o co mu chodzi. Jak to tylko ze mną...?!
- Bo widzisz... - niestety Mattowi nie było dane dokończyć gdyż rozległ się dźwięk windy. Wyszarpnęłam swoją dłoń z uścisku Matta, zanim jeszcze przybysz pojawił się w salonie.
Gościem okazał się oczywiście mój brat, właściciel tego loftu.
- Siema młodzi! - powiedział uśmiechając się do nas. - Jakieś plany w zanadrzu?
- Właściwie to... - chciałam powiedzieć że chyba nie ale ubiegł mnie Matt.
- ... tak, właśnie chciałem wyciągnąć Annę na spacer i może do kina. Ale ona jak zwykle mi odmawia.
Zmarszczyłam brwi patrząc na Matta.
- Jeszcze nie odmówiłam...
- Ale pewnie miałaś to w zanadrzu - ta gra nie układała się po mojej myśli. Jejku nie lubię tych zabaw....
- Oczywiście że chciałam iść. Ty wszystko z góry zakładasz na nie. Zadzwonię po Sarę, ona nie jest tak wredna - to już odniosło skutek.
Niestety nie zrobiłam dwóch kroków kiedy Matt złapał mnie w tali i po prostu przyciągnął do siebie.
Z kanapy dolatywał mnie śmiech Davida.
- Puść mnie! - zawołam.
- Nie puszczę, dopóki nie zgodzisz się  iść ze mną na spacer i do kina.
- okej, ale muszę się przebrać.
- Nie zadzwonisz po kryjomu do Sary? - szepnął mi na ucho. Przyznam się że od tego szeptu zwaliło mnie z nóg. Dobrze, że on wciąż mnie podtrzymywał.
- Nie - szepnęłam i wypuścił mnie.


>>MATT<<

-Wiesz że cię lubię Matt? - powiedział David kiedy Anna uciekła do swojego pokoju.
Odwróciłem się w stronę Blacka. Wszyscy w rezydencji mieli przed nim respekt. Nawet moi rodzice do których przecież należy ten budynek. David Black to po prostu marka. Dzięki nazwisku osiągnął nie bywały sukces. Ma mnóstwo znajomych, siedzących na najwyższych stołkach. Takiemu nikt nie ma prawa podskoczyć.
Mimo to lubię go. Chyba dlatego że on jedyny nie puszy się tak jak inni mieszkańcy tej rezydencji.
- Ja też cię lubię... - odparłem, ale że zabrzmiało to dziwnie dodałem - ...jak dobrego znajomego.
- Mnie możesz nawet nienawidzić, ale jeśli skrzywdzisz moja siostrę to będzie po tobie.
- Nie zamierzam jej skrzywdzić...
- To dobrze, bo widzisz młody człowieku... - David wstał i podszedł do barku gdzie nalał sobie burbona. - Ona jak na swój wiek już dużo przeżyła. Nie chcę by zbyt szybko rozczarowała się życiem.
- Jak to...
Niestety nie zdążyłem się zapytać po usłyszałem kroki na schodach. Obejrzałem się w tamtą stronę i zobaczyłem Annę. Wyglądała prześlicznie, ubrana w granatową sukienkę i w lekkim makijażu.
- Ślicznie wyglądasz - oznajmił David.
- Tak tak, idziemy - spytała Anna zapinając jeszcze sandałki.
- Tak oczywiście - odparłem nieco zachrypnięty.
- Pijesz? - zwróciła się jeszcze do Davida który właśnie odstawił szklaneczkę.
- Troszkę dla rozluźnienia...
Anna nic nie odpowiedziała ruszyła tylko do windy.
Kiedy zjeżdżaliśmy na dół nie mogłem pojąć dlaczego taka ładna dziewczyna miałaby rozczarować się życiem. Jest młoda, śliczna, bogata i może trochę smutna, ale smutek zawsze odchodzi.
- Co? Mam coś na twarzy? - spytała Anna kiedy zobaczyła że się jej przyglądam
- Jesteś bardzo ładna, czemu mam nie patrzeć.
Zarumieniła się i te kolory na policzkach zmieniły całą jej twarz, jakby rozjaśniała.
- Nie lubisz komplementów.
- Nie wierzę w puste słowa - odpowiedziała patrząc mi w oczy. Uśmiechnąłem się.
- Komplementy to nie puste słowa, to opinie, a opinie trzeba wygłaszać.
- Niektórym od takich opinii przewraca się w głowie, co jak mi się przewróci?
Winda się otworzyła i weszliśmy do holu. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz odpowiedziałem.
- Nigdy bym nie pozwolił żeby ci się przewróciło w głowie.
Anna uśmiechnęła się. Ruszyliśmy w stronę Central Parku. Przez pewien czas milczeliśmy, ale nie była to kłopotliwa cisza.
- A co by było gdybyś przewrócił mi w głowie a potem odszedł? - spytała nagle Anna.
- Raczej bym tego nie zrobił.
- Raczej?! - spytała doniośle zatrzymując się.
- W życiu bym tego nie zrobił - powiedziałam  i złapałem ja za rękę. Spojrzała na nasze splecione dłonie i po chwili zabrała swoją dłoń i ruszyła dalej. Zdziwiła mnie jej reakcja.
- Wszystko gra? - spytałem ruszając za nią.
- Tak... chyba tak...
- Na pewno?
- Po prostu widzę że chcesz się do mnie zbliżyć i... - powiedziała zerkając na mnie. - Powiedz mi.
Byłem zszokowany. Czułem że wysycha mi w gardle. Ale ona wciąż na mnie patrzyła ponaglająco, ze strachem ale też z ciekawością.
- Lubię cię - wydusiłem w końcu - Podobasz mi się, jako dziewczyna, świetnie mi się z tobą rozmawia, chciałbym...
- Wiesz że ja cię też lubię - przerwała mi Anna. - Serio, jesteś świetnym chłopakiem. Ale nie mam ochoty się z nikim wiązać. Poza tym, ma teraz ciężki okres. Minął miesiąc od wypadku ale to dla mnie wciąż świeża sprawa.
Spojrzała na mnie.
- Ja mogę zaczekać... na ciebie - powiedziałem, poczułem że się czerwienię jakbym został przyłapany przez matkę.
- Nie musisz na nic czekać. Po prostu potrzebuję teraz przyjaciela nie chłopaka.
Po tych słowach przytuliła się do mnie. Poczułem że się dławię. Przyjaciel?!
Mimo to odparłem że zawsze może na mnie liczyć i będę jej najlepszym przyjacielem. To słowo boli najbardziej. ,,Przyjaciel" brrrr.
 Będę takim przyjacielem że w miesiąc się we mnie zakocha.


>>ANNA<<

Czasem by być szczęśliwym, potrzeba wielkich poświęceń. Widziałam w oczach Matta że rola przyjaciela nie pasuje mu zbytnio mimo to zgodził się na nią.
- Dziękuję. - szepnęłam i odsunęłam się od niego. - To co idziemy do kina.
- Jasne, na co masz ochotę? Komedia, horror, może film akcji?
Zerknęłam na niego był zadowolony i jakby  mniej spięty jakby rozmowa o filmie trochę go rozluźniła. 
Będąc w kinie zdecydowaliśmy się na ,,Pościg". Zwykły thriller trzymający w napięciu. 
Zajęliśmy miejsca i czekaliśmy
Zanim jeszcze zgasili światła Matt wyjął telefon i zaczął robić nam zdjęcia. Zaczęliśmy się wydurniać i robić dzióbki i śmieszne minki.
Potem zgasły światła i rozpoczęły się reklamy, chwilę później rozpoczął się film. Śledziłam fabułę dość dokładnie. Uwielbiałam takie filmy, z grozą i wybuchami. Z dreszczykiem emocji. Kiedyś żałowałam że takich chwil nie doświadcza się w życiu. Pościgi oraz adrenalina krążąca w życiu. Tylko ja i prosta droga bez odwracania się za siebie. Ucieczka jak najdalej stąd.
Po filmie jeszcze długo rozmyślałam co by było gdyby tak po prostu uciec z tego świata, Wyjechać do Europy do Francji. Mogłabym pomieszkać u Thomasa. W końcu nadal jesteśmy przyjaciółmi albo przynajmniej znajomymi. 
Lecz im pomysł wydawał się coraz bardziej realny, po chwili uznałam go za nie dorzeczny. David w życiu by się nie zgodził. A po za tym chyba tak na prawdę nie czuję potrzeby by opuszczać Nowego Jorku. Spojrzałam na nocne niebo zasłonięte chmurami. Życie wydaje się na razie nudne, ale gdy przyjdzie szkoła i będę miała zajęcie może przestanę czuć się bezużyteczna i nieświadoma życia. 
Własnie teraz odkryłam że nie pamiętam co robiłam przez ostatni miesiąc. Dnie zlały się w jeden. 
Pamiętam tylko że spędzałam te dnie albo nie które z nich z Mattem i Sarą. Ale reszta jakby utopiona w wodzie. Zaginiona w odmętach i nie mająca się nigdy odnaleźć.
- Zróbmy coś szalonego - powiedziałam do Matta. 
- Szalonego? Możemy pójść do klubu....
Zaczęłam kręcić głową. 
- Musi to być coś głupiego i coś co bym zapamiętała do końca życia....
Wtedy mój wzrok padł na studio tatuażu po drugiej stronie ulicy. Mimo późnej nocy światła w środku jeszcze się świeciły więc chyba było jeszcze otwarte.
- Zrobię sobie tatuaż. 
Powiedziałam i zaczęłam iść w jego stronę ciągnąc za sobą Matta.
- To chyba nie jest dobry pomysł... - zaczął Matt. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Byliśmy już pod salonem. 
- Jak to ,, nie jest dobry pomysł"? To jest bardzo DOBRY pomysł! - powiedziałam.
- To jest decyzja na całe życie - powiedział Matt marszcząc czoło.
- Własnie o to mi chodzi. Chcę pamiętać ten dzień przez całe życie. Przez miesiąc się ukrywałam... - powiedziałam patrząc Mattowi prosto w oczy - ...teraz chcę być sobą. 
- Ma być mały i w niewidocznym miejscu inaczej twój brat mnie zabije - powiedział Matt. Weszliśmy więc do środka. Wnętrze było małe pełne rysunków, a na środku stał jeden fotel przy którym był metalowy stoliczek z pistoletem do tatuażu. 
Przy biurku stał zaś młody mężczyzna z długimi czarnymi włosami i okularach. Miał na sobie koszulkę na krótki rękaw, więc miał wyeksponowane ramiona pełne tatuaży.
- W czymś pomóc? - spytał grubym basem.
- Tak chciałabym zrobić tatuaż. 
- A pełnoletnia jesteś? 
- Nie ale.... - chciałam się tłumaczyć, ale i tak mi przerwał.
- Zresztą, co mnie to obchodzi. Skoro tu wleźliście to nie wyjdziecie bez niczego. Siadaj - zdziwiłam się, zerknęłam na Matta który również był zszokowany ale usiadł na krześle Ja zaś usiadłam na fotelu.
- Masz jakiś pomysł? 
- Chcę coś małego i symbolicznego. Ale nie mam żadnego pomysłu...
- Symbolicznego... - powiedział - Może róża? 
Pokręciłam głową.
- Jakiś lecący ptak, taki mały ostatnie w modzie są w śród was młodych... 
- Jasne świetny pomysł.
Ptak, dotychczas kojarzył mi się z wolnością, a przecież ja chcę być wolna.. od tego ciężaru, brzemienia. 
- A gdzie? - spytał zakładając gumowe rękawiczki. 
Matt miał rację, lepiej żeby David nie widział tego tatuażu. Bo nie tylko Matt oberwie ale i ja... Jako że mój przyjaciel siedział bardziej z tyłu, podniosłam  sukienkę i odsuwając krawędź swojej bielizny wskazałam miejsce. Tatuaż miał być na biodrze, ale w miejscu w które łatwo zasłonić bielizną. Mężczyzna od razu wziął się do roboty. Cała operacje ozdobienie ciała nie bolała tak bardzo jak myślałam ten ból mnie oczyszczał. Budował od nowa. Ból który czułam nie był porównywalny z tym jaki poczułam po śmierci matki. Był to słodki ból, zwiastujący nowa mnie. 
___________