czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 8

Brak komentarzy:

kilka dni później..
>>DAVID<<
Moja siostra od kilku dni zaczyna mnie przerażać, wstaje uśmiechnięta i w ogóle zachowuje się jak zombi w siódmym niebie. Albo mam omamy albo ona jest zakochana. Jeśli to pierwsze to chyba muszę odstawić burbona jeśli to drugie... nie mam nic przeciwko. 
Dziś dostałem maila od Mai i wszystkie zaplanowane zmiany w związku byAnn są już ukończone. 
Po pierwsze została zmieniona nazwa na ANNA BLACK. 
Po drugie jest nowe logo. 
Po trzecie nowe etykiety na kosmetykach. 
Wszystko zatwierdzone i wykonane. Odbyła się także sesja Anny i reklama nowych kosmetyków, a wczoraj otworzono pierwszy salon ANNA BLACK na Manhattanie. Wszystko wykonała moja siostra a ja jestem z niej dumny.
Spojrzałem na wykresy i liczby które przesłała mi moja asystentka i sfrustrowany wyłączyłem je.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranej windy i po chwili śmiech mojej siostry. Weszła do salonu trzymając za rękę Matta Prince. Mogłem się domyślić że skończą razem mimo to i tak trzymałem kciuki by nie byli razem.
- Cześć David. jak się sprawy mają - spytała siostra siadając na przeciwko mnie.
- Dobrze, byłby jeszcze lepsze gdybyś się do nich bardziej przyłożyła.
Pokazałem je maile od Mai.
Widziałem na jej twarzy zachwycenie.
- Świetne, naprawdę - powiedziała.
- Zapisałem cię do szkoły, jutro przyjdzie twój mundurek i podręczniki.
- Okej.
- Do St. Johna? - spytał Matt. Uśmiechnąłem się do niego przekornie.
- Tak jest najbliżej.
Widziałem że wymienili spojrzenie i nic już nie mówili. Po chwili  odłożyła laptop i znów wzięła Prince za rękę.
- Moja mama zaprasza was na bal charytatywny w sobotę. - Odezwał się po chwili Matt.
- Charytatywny, na pewno będziemy. - odparła Anna.
- Taa, trzeba pomóc chorym i biednym - powiedziałem a siostra wysłała wrogi spojrzenie. - Jest jakiś motyw balu? - spytałem umiejętnie zmieniając temat.
- Jak co roku czyli bal maskowy. Mama prowadzi fundację która pomaga ludziom z nowotworami.
- Bardzo szlachetne - odparłem kąśliwie i napiłem się kawy. Okazała się zimna. - Barbaro!
Po chwili w salonie pojawiła się gosposia niosąc ciasteczka orzechowe. Raz wspomniałem że zjadłbym jedno a ona niesie mi teraz cały talerz. Wspaniała kobieta.
- Upiekłam ciasteczka - powiedziała stawiając półmisek. - Potrzeba panu coś jeszcze.
- Jakbyś mi zrobiła nową kawę, byłbym doprawdy wdzięczny.
- A państwu? - spytała zwracając się do mojej siostry i Matta. oboje przecząco pokiwali głowami.
Wzięła moją nietkniętą zimną kawę i odeszła. Wziąłem jedno okrągłe ciasteczko i powąchałem. Pachniały dzieciństwem i przeszłością.
- Wiesz co Anna, dzięki tobie odkrywam uroki posiadania gospodyni - ugryzłem kawałek. - Częstujcie się.
Powiedziałem z pełnymi ustami. Po chwili wróciła Barbara z kawą.
- Przepyszne ciastka - powiedziałam na co on się uśmiechnęła i odeszła.
 Przez chwilę jeszcze siedzieliśmy ale po chwili musiałem się zbierać do pracy. Kierując się do windy usłyszałem jeszcze śmiech Anny. Nie mogłem uwierzyć, że ON umie ją rozśmieszyć...

>>ANNA<<
- Przepraszam cię za niego czasem potrafi być chamski - powiedziałam kiedy usłyszałam że winda się zamknęła.
- Nic nie szkodzi - powiedział i znów pocałował mnie w policzek. 
- Chciałeś pożyczyć ode mnie ta płytę - wymruczałam kiedy kąsał pocałunkami moją szyję.
- Tak...
-To chodźmy na górę, bo tam własnie jest.
- Okej - powiedział i wziął ze stolika jedno ciasteczko. - Naprawdę dobre.

Leżeliśmy na moim łóżku, miedzy nami leżał  laptop z którego leciały piosenki z płyty. 
- Podoba ci się? - spytałam. Kiedy facet zaczął śpiewać refren o zakochanej w nim dziewczynie.
- Tak, jest niezła. 
płyta była składanką, zrobioną dawno temu przez mojego ojca. Na płycie były same piosenki  z czarno-białych klasyków filmowych.
- Tylko niezła? To prezent który kiedyś mama dostała od taty.  - Powiedziałam i przełączyłam na ,,I wonna be loved by you" Merilyn Monroe.
Po śmierci ojca te składankę było słychać codziennie. Rano przy śniadaniu, wieczorem przy kolacji.
Piosenki były wspomnieniami i nigdy ich nie rozumiałam. Lecz wiem że znaczyły wiele dla mojej mamy.
- Ja tez mam ci zrobić taka składankę? - spytał.
- Mógłbyś.
Pokiwał głową i się uśmiechnął. Po chwili całowaliśmy się zapominając o całym świecie.

Kiedy po południu wyszliśmy do parku była piękna pogada, a teraz leje jak z cebra. Schowaliśmy się więc w sklepie z antykami. Matt uśmiechnął się do mnie a ja poczułam jak miękną mi kolana. Zaczęłam się rozglądać po sklepie. Był pełen starych mebli, obrazów, lamp. Podeszłam do gabloty, gdzie leżała biżuteria.
- Spójrz tu - powiedział nagle Matt zwracając moją uwagę na złotą wenecką maskę ozdobioną perłami i cyrkoniami. - W sam raz na bal.
Początkowo byłam sceptyczna do niej wyglądała na starą i troszkę podniszczoną. Ale po chwili odkryłam że taki własnie jej urok.
- Ciekawe ile kosztuje?
- Trzydzieści dolarów - odparł sprzedawca który pojawił się nagle. Był staruszkiem ubranym w brązowy garnitur. - Dorzucę jeszcze te kolczyki.
Wskazał na piękne perłowe sztyfty.
- Wezmę je - odparłam.
Po chwili stałam w sklepie trzymając maskę i podziwiając kunszt jej wykonania. Powinna kosztować więcej niż trzydzieści dolców, ale to nie je ja sprzedawałam. Zaś sprzedawca był wyraźnie ucieszony z tego że coś kupiłam.
po paru minutach przestało lać więc z Mattem wyszliśmy na zewnątrz.
- Co jesteś taka cicha? - spytał chłopak. Czułam jego wzrok na sobie.
- Myślę - odparłam. - nad sukienką jaka włożę w sobotę.
- Możesz włożyć nawet worek i tak będziesz wyglądała przepięknie.
- Ta maska nie pasuje do worka - odparłam.
Po drodze więc weszliśmy do butiku Chanel ale wszystkie suknie wydawały się nie pasować do tej maski. Weszliśmy więc do Forda i tam była idealna, piękna z koronkową górą w kolorze głębokiej czerni.
kiedy się w niej pokazałam Matt wyraźnie był pod wrażeniem. Kupiłam ja i byłam szczęśliwa z tego zakupu.


........................................................................................................................................

Przepraszam za tak krótki rozdział, ale nie mam weny. Trzymajcie się i niedługo powinno pojawić się coś dłuższego i bogatszego jeśli chodzi o treść. Pozdrawiam C xoxo

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 7

Brak komentarzy:

>>ANNA<<
Jechaliśmy długa limuzyna w której jakimś cudem, oprócz mnie, Matta, Sary, Lili, Kate, Edwarda z jego dziewczyną, Jeremiego i Tobiego, wszyscy  się zmieścili.
Właśnie dopijaliśmy butelkę szampana, kiedy samochód ustał a drzwi otworzył szofer. Wszyscy po kolei wychodziliśmy. Przed klubem było mnóstwo fotoreporterów. Było to ostatnimi czasy bardzo popularne miejsce i chodziły do niego znane osobistości, jak dowiedziałam się od Sary.
Nasza duża grupa wzbudziła małą sensacje gdyż naglę poczułam że tonę w blasku fleszy. Na szczęście szybko uciekliśmy do wnętrza klubu.
Udaliśmy się schodami na górną cześć klubu gdzie było zarezerwowane nasze miejsce w strefie VIP-ów.
Kapela która grała na żywo, właśnie pobudzała publiczność do wspólnego śpiewania. Energia wibrująca w powietrzu po prostu zmuszała mnie by zejść i bawić się z innym. Usiedliśmy na dużej kanapie w kształcie litery U, wokół małego stolika. Jerome i Toby poszli zamówić drinki a reszta z nas zaczęła rozmawiać. Sara i dziewczyny próbowały wyciągnąć od Edwarda plotki na temat tego że Jerome ma dziewczynę. Ale Przyjaciel okazał się lojalny i nic nie zdradził uśmiechając się podstępnie i obejmując swoja dziewczynę - Renatę.
Renata była miła i bardzo ładną dziewczyną. miała rude włosy, zielone oczy a na nosie połyskiwały lekko brązowe piegi mimo to i tak rozumiałam czemu Edward ją lubi. Była zwyczajna oraz towarzyska, znalazła język z każdym.
- Mówiłem ci już jak pięknie dziś wyglądasz? - szepnął mi do ucha Matt który usiadł obok mnie.
Matt jak zawsze był przystojny dziś jednak jak go zobaczyłam o mało się nie wywróciłam. Wyglądał jak Heros, dziecko bogów. W czarnej koszuli i do tego w dopasowanych czarnych dżinach wyglądał po prostu apetycznie, po za tym pachniał oszałamiając. musiał użyć nowej wody toaletowej.
- Nie, nic mi jeszcze nie powiedziałaś - powiedziałam smutno.
- Otóż wyglądasz pięknie - szepnął mi do ucha i położył dłoń na mojej tali. Przeszedł mnie dreszcz. Po chwili przyszedł Jeremi z Toby a za nim szła skąpo ubrana kelnerka z dużą tacą.
Chłopaki przyłączyli się do nas a kelnerka porozdawała każdemu drinka.
nie lubiłam alkoholu w przeciwieństwie do reszty grupy, ale w końcu raz się żyje więc spróbowałam. Było to mochito i to całkiem niezłe.
Po wypiciu kilku kolejkach ruszyliśmy na parkiet. Najpierw do tańca zaprosił mnie Jeremi, choć myślałam że to będzie Matt. Mimo to Jer był świetnym tancerzem, potem tańczyłam z Tobym, a potem z innymi chłopakami. Potem kiedy chłopki odeszli więc, tańczyłam z Sarą i dziewczynami. Taniec sprawił że poczułam się w końcu wolna a rozterki i żale ostaniach dni odpływają.
Zespół zaczął śpiewać ostatnimi czasy popularną piosenka a my razem z dziewczynami śpiewaliśmy z nimi refren. Darłyśmy się a potem zanosiłyśmy się śmiechem. Nagle piosenka się skończyła a zaczął lecieć wolny kawałek. Dziewczyny znalazły wolnych partnerów a ja już zamierzałam udać się do stolika kiedy dwie dłonie złapały mnie za biodra i przyciągnęły ku sobie. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechającego się Matta.
- Już myślałam że nigdy razem nie zatańczymy - powiedziałam do głośno do jego ucha.
- Czekałem na idealną chwilę.
Przytuliłam się do Matta i wsłuchałam się w głos wokalisty. Piosenka była o rozstaniu, jak dziewczyna go zostawia, a on ją prosi by została ,,bo jak ona odejdzie, odejdzie też jego szczęście".
Jednym uchem słuchała piosenki a drugie położone blisko ciała Matta wsłuchiwało się w bicie jego serca.
Nagle zapragnęłam być z im sama. Całować go całego, dotykać go wszędzie. Chciałam iść z nim na całość.
- Chcę być z tobą, tylko z tobą... - wymruczałam mu do ucha.
Poczułam że Matta przeszywa dreszcze. Spojrzałam mu w twarz i delikatnie dotknęłam jego ust swoimi.
- Możemy jechać do mnie... - powiedział prosto w moje usta.Uśmiechnęłam się. Weszliśmy do strefy VIP i wzięliśmy swoje rzeczy. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i trzymając się za ręce wyszliśmy z lokalu. Przed klubem wciąż czatowali dziennikarze ale tym razem nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi. Weszliśmy do taksówki i kierowaliśmy się w stronę rezydencji.
Poczułam jak ogarnia mnie podniecenie. Spojrzałam na Matta który bawił się moja dłonią. Uśmiechaliśmy się do siebie jak wariaty.
Kiedy w końcu taksówka się zatrzymała a Matt zapłacił. Weszliśmy szybko do środka i od razu przywołaliśmy windę.
Gdy tylko się za nami zamknęła zaczęliśmy się całować... jego ręce podwinęły moją sukienkę i w chwili czułam je na moim. Do reszty straciłam poczucie miejsca i czasu.
Nie zarejestrowałam nawet kiedy znaleźliśmy się w jego sypialni po prostu kiedy mnie położył na swoim wielkim łóżku i spojrzałam w jego twarz do reszty otrzeźwiałam.
- Chcesz to zrobić? - spytał chrapliwym głosem.
Straciłam zdolność mowy i jedyne co mi zostało to tylko skinienie głową. Wróciliśmy więc do całowania a po chwili nadzy i przytuleni do siebie poddawaliśmy się rozkoszy.


>>MATT<<

Anna zasnęła pół godziny temu a mnie mimo znużenia wciąż nie chciało się spać. Patrzyłem wciąż na twarz dziewczyny z która kochałam się tak nie dawno.

Byłem pewien że miedzy nami nic na długo się nie wydarzy a tu nagle takie coś. Była to jedna z moich najlepszych nocy.
Znów pogłaskałem jej policzek palcem na co ona jęknęła ale się nie obudziła. Uśmiechnąłem się pod nosem i znów zerknęłam na nią. brązowe włosy były rozproszone na poduszce, po makijażu zostały już tylko resztki, a wargi miała lekko napuchnięte. Mimo to na jej twarzy malował się spokój i niewinność.
Nagle dziewczyna wydała z siebie krzyk i po chwili zaczęła mówić przez sen.
- Mamo nie... proszę.... proszę... co robisz?? - jęczała i mówiła.
Byłem przestraszony i nie wiedziałem co robić.
potrząsnąłem ją za ramię a ona nagle otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Kołdra zsunęła się i odsłoniła jej piersi, mimo to cała moja uwaga była poświęcona jej twarzy która teraz zalewała się we łzach.
- Anno. wszystko w porządku - spytałem.
Ona spojrzała na mnie i nagle jakby otrzeźwiała. Po prostu uśmiechnęła się, wytarła łzy i przytuliła się do mnie.
- Po prostu zły sen - odparła szeptem i pocałowała moją pierś. Poczułem rozchodzący się po moim ciele gorąc.
- Chcesz o tym porozmawiać?  - spytałem czując na nowo podniecenie kiedy, jej całe nagie ciało przywarło do mojego boku.
- Nie jest to pora na rozmowę - zamruczała i nagle usiadła na mnie okrakiem, schyliła się i łaskocząc włosami mój tors pocałowała mnie w usta. - Zapomnijmy o tym - dodała i znów mnie pocałowała.
Znów zaczęliśmy się kochać, powoli i delikatnie, badając pocałunkami swoje ciała. Dostosowaliśmy się do jednego tempa i po chwili oboje doznaliśmy spełnienia.
O szóstej nad ranem kiedy jedliśmy lody truskawkowe i oglądaliśmy w telewizji jakiś chiński czy japoński horror. Wtedy zadzwonił telefon Anny. Odebrała go z ociąganie mówiąc mi, że dzwoni jej brat.
- Haloo... nie u Sary. Tak wiem że to ten sam budynek ale... nie gniewaj się... potrzebowałam babskiego wieczoru z pudełkiem lodów i komediami romantycznymi. Ty byś ze mną takiego nie spędził, za dużo pracujesz chyba że... Tak nie długo wracam. Ja ciebie też.
- twój brat już tęskni za tobą? - spytałem przesuwając łyżką pełną lodów po jej wardze. Oblizała się i z uśmiechem odparła.
- Martwi się, dlatego dzwoni. Mogę to zjeść... - spytała kiedy znów łyżka uciekła jej z przed ust. Po chwili nakarmiłem ją poprawnie na co uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Nie powiedziałaś mu że jesteś ze mną.
- By cię zabił za to że sypiasz z jego siostrą? - powiedziała z iskierkami w oczach.
- Jakbyś mu powiedziała że ci na mnie zależy to by chyba tego nie zrobił.
- Taa, mój brat  oślepiony furią nie słucha nikogo.
Roześmiała się i maznęła mnie lodami w nos.
- Czy ty właśnie mnie ubrudziłaś? - spytałem bardzo poważnie.
- Może... 
Pochyliłem głowę i dotknąłem nosem jej buzi. Po chwili i ona była cała w zimnej truskawkowej masie.
Godzinę później, byliśmy umyci, a Anna właśnie zbierała się do wyjścia. Leżałem na łóżku i przyglądałem się jak ubiera swoją sukienkę. Włosy miała jeszcze mokre a po makijażu nie było już śladu. Wyglądała smakowicie.
- Spotkamy się dzisiaj.
- Jasne. Zadzwonisz do mnie potem? - sypała i spojrzała na mnie.
- Oczywiście. 
Podeszła do mnie i pocałowała mnie w usta, po woli pogłębiając pocałunek. Już miałem ja objąć i przyciągnąć bliżej siebie kiedy odsunęła się ode mnie z szatańskim uśmiechem.
- Żebyś nie zapomniał.
Powiedziała i po chwili już jej nie było. Jedyne co po niej zostało to jej zapach, wciąż unoszący się w pokoju.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 6

Brak komentarzy:

>> ANNA<<

Po pocałunku wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do knajpy. Miałam poczucie winy. Nie wiem czemu. Pocałunek dla Matta znaczył o wiele więcej niż dla mnie. Owszem podobał mi się i lubiłam go ale chyba nie jestem gotowa by z nim być.
Matt zaś sprawiał wrażenie rozluźnionego i spokojnego,kiedy ja zaś w swoim wnętrzu trzęsłam się jak galareta.
Weszliśmy do knajpy. Była mała i przytulna, nie przypominała żadnej innej restauracji w których była. Matt złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku wolnego stolika. Kiedy usiedliśmy po chwili pojawił się kelner podając nam menu.
- Co zamawiasz? - spytał Matt. Odłożyłam swoją kartę.
- Ty coś zaproponuj - odparłam. Nie jestem zbyt zdecydowaną osobą.
- Okej. Co powiesz na ravioli z mięsem?
- Okej, a na deser?
- Lody, oczywiście. Tutaj są najlepsze.
Po chwili z nów pojawił się kelner i przyjął nasze zamówienia.
- Byłeś tam kiedykolwiek? - spytałam gdy odszedł kelner.
- We Włoszech? - pokiwał głową. - Jasne, a ty?
- Nie byłam. Zwiedziłam dużą część Europy ale Włochy nigdy nie były nam po drodze.
- Nam?
- Do Europy jeździłam razem z mamą i tatą, jak David był jeszcze nastolatkiem też jeździł. Po śmierci ojca wszystko się zmieniło, mama przestała lubić latanie, David zaczął przykładać się do nauki, bo chciał iść na studia.
- Słyszałem o śmieci twojego ojca, zginął w tragedii lotniczej.
Kiwnęłam głową.
- Nie lubię o tym słuchać, nawet o tym myśleć.
Mimo to wspomnienia zaczęły zalewać mój umysł. Poczułam piekące łzy a gardle urosła gula. Znów poczułam się ta małą dziewczynką obudzoną w środku nocy by usłyszeć te okropne słowa ,,tata nie żyje"
- Hej, nie smuć. - powiedział Matt i znów złapał mnie za rękę. Po chwili pojawił się kelner przynosząc napoje i dania. Kiedy obsługa odeszła Matt mówił dalej. - Pamiętasz tego ptaka którego sobie wytatuowałaś. Mówiłaś że oznacza on wolność,więc uwolnij się od tego. Przetrwaj tą ciężką chwilę  i leć dalej.
Spodobała mi się jego metafora. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam jeść.
- Masz rację, to jest przepyszne.
Roześmiał się.
- Mówiłem, najlepsza knajpa włoska i tyle - i sam również wziął gryza. - Buon Appetito!

Kiedy skończyliśmy jeść przepyszne ravioli i ,,najlepsze lody w mieście", była pora by się zbierać. Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy do wyjścia. Ku mojemu zaskoczeniu kiedy Matt otworzył przed nami drzwi stała grupa, fotoreporterów i nagle rozległ się dźwięk cykanego zdjęcia.
Matt złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę samochodu, bo mi nagle nogi przyrosły do betonu.
- Matt... Matt potwierdzisz plotki o waszym związku?
- Anno! Ty i Matt jesteście parą?
Wszędzie rozlegały się głosy pytania, kiedy w końcu zniknęliśmy we wnętrzu samochodu poczułam ulgę.
- Co to do cholery było? - powiedziałam cichym głosem. Byłam roztrzęsiona i wściekła. - O co chodzi?
- Nie widziałaś tego wpisu w internecie.
Musiał chyba wyczytać z mojej twarzy że nie wiem o co chodzi.
- Ktoś sfotografował nas wczoraj w parku i w internecie napisali że jesteśmy parą czy coś w tym stylu. Sam tego nie widziałem ale Sara mi mówiła.
- O jejku... Ale co tu robili ci wszyscy paparazzi.
- A ja wiem. - powiedział przysuwając się do mnie bliżej i obejmując mnie ramieniem. Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Spojrzałam na jego uśmiechającą się twarz.
- Co cię tak bawi? -spytałam.
- Twoja mina. i w ogóle ta cała sytuacja...
Zastanowiłam się przez chwile i miał racje rzeczywiście to było zabawne. Uśmiechnęłam się do niego kręcąc głową.

W drodze do domu poczułam że się rozluźniam. Mat zaczął żartować, a ja nagle uświadomiłam sobie że potrafię się śmiać. Jako że dzień był jeszcze przed nami postanowiliśmy się udać na zakupy. Chciałam uzupełnić puste wieszaki w garderobie a teraz była na to okazja. Matt nie protestował i byłam zadowolona że chce mi pomóc.
Tak więc chodziliśmy. Dzięki dobremu oku Matta kupiłam dwie pary dżinsów, kilka topów, trzy sukienki o raz parę koszul i spódnic. Nie mogło się też obyć bez butów. po za kupach poszliśmy do kawiarni gdzie zjedliśmy pyszne ciastko na pół oraz wypiliśmy kawę.
Kiedy Matt po raz kolejny opowiedział mi jedną historię związaną z Jeremym, Tobym i Edwardem, uświadomiłam sobie jak swobodnie i dobrze czuję się w jego towarzystwie.
- Dziś wybieramy z chłopakami wybieramy się do klubu. Masz ochotę iść? - spytał Matt z nadzieją w oczach.
- Nie wiem. Musiałabym spytać się Davida - powiedziałam. Zaczerwieniłam się troszkę. Rodziców nigdy nie musiałam pytać czy mogę iść do klubu. Ale znam Davida i może mu się nie spodobać że włóczę się całą noc po imprezach. Po za tym widać że wypadek odcisnął w nim wyraźne piętno
- Okej - widać był rozczarowany moją odpowiedzią.
- Co nie znaczy że nie chcę iść. Po prostu nie chcę by się martwił.
- Więc nawet jak się nie zgodzi pójdziesz?
- Jasne.
Matt uśmiechnął się mimo to i tak widziałam że jest zawiedziony. Kiedy ciastko i kawa zostały pochłonięte pojechaliśmy do rezydencji.  Obładowana Torbami weszłam do windy. Kiedy drzwi za nami się zamknęły zobaczyłam że Matt ustał że przede mną,  a nim się obejrzałam po chwili się całowaliśmy. Torby które trzymałam upadły z cichym hałasem. Moje poczucie winy po dzisiejszym pocałunku ulotniło się czułam po prostu że Matt mnie rozumie  właśnie tym pocałunkiem dziękowałam mu za to.
Pochłonięci swoim dotykiem nie poczuliśmy kiedy zatrzymała się winda na piętrze Matta.
Więc kiedy usłyszałam chrząknie odskoczyłam od niego jak oparzona a na twarzy pojawiły się czerwone plamy.
Zerknęłam w wejście windy. Stała tam kobieta w blond włosach ubrana w białą garsonkę od Chanel. Moje zawstydzenie osiągnęło podium kiedy Matt optymistycznym tonem zawoła.
- Mama?! Co tu robisz? - spytał zmieszany ale i zadowolony.
- Przyjechałam. Dzwoniłam przecież, ale nie odbierałeś.
Matt zaczął zbierać moje torby i po chwili ja i moje zakupy znaleźliśmy się w salonie.
- To jest Anna Black, a to moja mama Lucy Prince.
- Miło panią poznać - powiedziałam i znów poczułam że żar oblewa moją szyję.
- Ciebie również, myślałam Matt że chodzisz jeszcze z tą Sarą Evans - powiedziała, wyraźnie obserwując moją reakcję, co spowodowało że jeszcze bardziej się zaczerwieniłam.
- Z Sarą się przyjaźnię, przecież wiesz - powiedział Matt odrobinę opryskliwie.
-Anno usiądziesz z nami. Zrobię coś do picia.
Spytał Matt kierując się w stronę kuchni.
- Przykro mi ale nie mogę. Muszę jeszcze porozmawiać z Davidem o paru sprawach...
- Och jasne. - powiedziała jakby sobie coś przypominając. - Mamo zaczekaj chwilę, odprowadzę Annę do wyjścia.
Winda była i czekała otwarta na mnie.
- Więc? - spytał Matt.
- Więc?
- Spotkamy się wieczorem - powiedział i pocałował mnie w usta. Jak otumaniona weszłam do windy.

>>MATT<<

- O co chodzi z tą Anną Black? - spytała matka kiedy wróciłem do salonu.
- O co ma chodzić?! Nic się nie dzieje - odparłem trochę zirytowany tą jej opryskliwością.
- Nie wiesz kim jest jej brat? Pamiętasz jak potraktował twojego kuzyna.
- Nick sobie na to zasłużył, poza tym co mnie obchodzi jej brat. nie zadaję się z nim a z jego siostrą.
- Rodzina... więzy krwi. Wystarczy że robisz mały błąd w związku z nią a on może zrzucić cię z góry i wszyscy o tobie zapomną. On ma dużą władzę, większą niż twój ojciec.
- Mamo, nie przesadzaj...
- Ostrzegam cię synu. ona jest ładna i niewinna. Wystarczy jeden błąd...
- Ona wcale nie jest taka i proszę zakończmy tą dyskusję. - uciąłem - Co tu w ogóle robisz?
- Tata i ja chcieliśmy zaprosić cię na kolację, urządzamy ja dziś wieczorem wpadniesz?
- Nie mogę, jestem już mówiony.
- Będzie Monica Parker.
Spojrzałem na Matkę. Monica Parker moja była dziewczyna. Kiedyś była słodka i dość fajna ale po kilu tygodniach okazała się pusta i rygorystyczna. Zabraniała spotykać mi się z kumplami oraz wychodzić wieczorami do klubu. poza tym uprawiała jogę do czego mnie zmuszała.
- Jeśli to ma być zachęta, nie za bardzo się udaje.
- Przecież ci się z nią układało.
- To krzyżówka łabędzia z szatanem. Nie każ mi się do niej zbliżać.
- A co będziesz dziś robić? Umówiłeś się z tymi swoimi kumplami.
- Tak, poza tym ma być też Anna.
- ...
Reszta wizyty mamy odbyła się w sposób który mogę nazwać cywilizowany. Kiedy sobie poszła zadzwoniłem do Anny która oznajmiła że będzie o dwudziestej gotowa na wyjście.
Nareszcie jakaś dobra wiadomość.