czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 5

Brak komentarzy:
(c) lost souls


>>ANNA<<
2.08
Żyj pełnią życia!
Ufaj swoim wyborom.
Ciesz się szansą że jeszcze żyjesz....

Lista od której dziś zaczynam żyć..., bo wcześniej żyłam tylko w skorupie. 

Anna


- Chcę zmienić nazwę firmy. - powiedziałam rano przy śniadaniu. Była sobota, a siedziba firmy została już przeniesiona do Nowego Jorku. Na razie tylko zarząd, ale już są urządzane laboratoria oraz biura. Najwyżej za miesiąc, wszystko będzie u porządkowane.

- Serio? - spytał David. Do tej pory nie wtrącałam się w życie byAnn, ale od wczoraj zaczęłam oo tym rozmyślać. Firma to duża odpowiedzialność, ale jeżeli ma być moja za kilka lat chcę już powoli poznawać jej struktury i dokonywać zmian.
- Więc jak ma się nazywać? - spytał David.
- Nie mam pojęcia. Chciałabym żeby mogła współpracować z nazwiskiem. Myślałam o Black ale to się nie nadaje na nazwę firmy kosmetycznej.
- No tak poza tym ściągnęłabyś ode mnie. - uśmiechnął się przekornie. - Może po prostu Anna Black albo Anna.
- Chcę czegoś niepowtarzalnego i niebanalnego.
- BlackAnn? - pokręciłam przecząco głową. - Black Daimond.
- Jak nazwa jubilera - powiedziałam.
- Masz rację pozwolisz że ja ją sobie zaklepię.
- Zakładasz salon jubilerski?
- Może - powiedział.
Tak więc jedliśmy śniadanie i myśleliśmy o nazwie.
- Może być po prostu Black - powiedział nagle David. - Po prostu nadamy różne nazwy kosmetykom.
Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi i chyba wyczytał to z mojej twarzy. Wyjął więc notes ze swojej aktówki i zaczął rysować. Był to słaby rysunek jakiegoś pudełeczka. Na górze napisał małymi Black, a pod spodem większymi literami Natural Cream.
- Nazwy mogą być różne. Od Sweet Gel po Sad Win. Black to po prostu nazwa firmy, a kosmetyki będą miały swoje nazwy, loga. Można stworzyć linie o jednej nazwie. Rozumiesz?
- Tak. Świetny pomysł - uśmiechnęłam się uradowana
- Napiszę maila do Mai i przekażę jej te pomysły. Ona wszystko zorganizuje.
Maya Novak jest kierowniczką i wicedyrektorką koncernu byAnn ona wszystko potrafi zrobić, załatwić. Dzięki niej firma chodzi jak w szwajcarskim zegarku.
- Ale to nie jedyny pomysł. Chcę mieć sklep, taką prawdziwa drogerię i tam sprzedawać kosmetyki.
Do tej pory nasze kosmetyki były dostępne tylko w internecie oraz była możliwość spotkania się z konsultantką.
- To też dobry pomysł, trochę kosztowny ale będzie nas stać. Porozmawiam z Mayą ona się na tym lepiej zna. Będziemy musieli nakręcić nowe reklamy i zrobić sesję zdjęciową. Chcesz jeszcze reklamować te produkty.
Nie jestem modelką ale lubię reklamować markę mamy. Teraz już moją...


>>SARA<<

Siedziałam w swojej sypialni i przeglądałam właśnie jedną z moich ulubionych stron plotkarskich. Łudziłam się że może o mnie napisali gdyż wczoraj byłam w klubie Brown Eyes. Niestety nie było ani jednej w wzmianki o tym że tam byłam, nawet krótkiej. Trochę się wkurzyłam gdyż moja siostra Isabella zajęła cały artykuł. Przyszliśmy oddzielnie i trochę teraz tego żałowałam, że jednak się z nią nie zabrałam. 
Już miałam wychodzić ze strony kiedy moją uwagę zwrócił link <Prince i jego nowa dziewczyna>. Nie wiele myśląc weszłam, znałam tylko jednego Prince i zwędzenie skóry podpowiadało mi że chodzi właśnie o niego. Byłam zakochana w Matcie od wieków i choć trochę kręciliśmy ze sobą, szybko się z tego wypisał mówiąc, że zależy mu na mnie, ale tylko jak na siostrze.  Byłam zrozpaczona ale przełknęłam to. Ciesze się że chociaż mogę się z nim przyjaźnić.
Link się załadował i pochwali zaczęłam czytać artykuł.

Matt Prince i jego nowa dziewczyny?

Bogaty nastolatek, dziedzic fortuny i jedyny syn jednej z najbogatszych par Nowego Jorku ma nową dziewczynę. Na razie nic nam o tym nie wiadomo, ale chłopak został przyłapany na spacerze w parku z Anną Black. Zdjęcia które dostaliśmy pokazują, że trzymają się za ręce i się przytulają. Nic nam nie wiadomo o tym czy są parą czy po prostu bliskimi przyjaciółmi. Informator powiedział, że oboje wyglądali na zadowolonych oraz szczęśliwych. 

Przypominamy, że Anna Black miesiąc temu straciła w wypadku matkę a sama wyszła z tego cało. Jest teraz pod opieką starszego brata - Davida Black. Jednego z najbogatszych kawalerów  w Nowym Jorku. Młoda panna Black podobno ma na koncie ponad 40 mld dolarów, które dostanie po ukończeniu 21 roku życia. Jest też twarzą oraz przyszłą właścicielką firmy swojej zmarłej matki - byAnn - utworzonej na jej cześć. 

Na razie to wszystko, jeśli zdjęcia i plotki które słyszeliśmy potwierdzą się, Anna Black i Matt Prince będą najmłodszą i najbogatszą parą w mieście. 
Na dole znajdziecie galerię zdjęć.

Przesunęłam stronę niżej i o mało nie zwymiotowała widząc Annę i Matta w obcięciach, albo jak trzymają się ze ręce. Zawsze marzyłam o tym, że Matt będzie mój, a on tym czasem zaczął zadawać się z tą małoletnią modelką
Poczułam że nienawidzę tej flądry Anny. Ale po chwili mi przeszło, jej nie da się nienawidzić, jest miła i towarzyska, nawet ładna. Poczułam smutek i postanowiłam zadzwonić do Matta. 
Odebrał po piątym sygnale.
- Cześć - powiedział zaspanym głosem.
- Hej. Dlaczego ja o takich rzeczach dowiaduje się z Internetu... - zaczęłam robić mu wyrzut. 
- O jakich rzeczach? - spytał sennie 
- Że ty i Anna Black jesteście parą - odparłam, Praktycznie wyplułam te słowa. - Co jak co ale mi mogłeś powiedzieć. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Gdybyśmy byli parą powiedziałbym ci o tym. Ja i Anna... jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie ściemniaj, sfotografowali was jak wczoraj byliście w parku, przytulaliście się i trzymaliście się za ręce.
- Chciałem ją pocieszyć była taka smutna. Daj spokój, zachowujesz się jak zazdrośnica.
Nie przypominała na zdjęciach smutnej osoby. 
- Nie jestem zazdrosna, tylko czuję, że mnie mówisz mi prawdy. 
- Bo... oj no dobra. Po prostu czuje coś do niej, ale ona nie jest gotowa na związki, więc wrzuciła mnie do strefy ,,przyjaciół". - Poczułam, że odlatuję, słysząc te słowa. Może ona jednak jest mądrą.
- Oj to nie dobrze. Co zrobisz?
- Po czekam i będę przy niej, aż poczuje to co ja.
Jego słowa były dla mnie jak sztylety wbijające się w ciało. Naprawdę ją polubił co mnie bardzo zmartwiło. 
- Życzę powodzenia - odparłam. - Spotkamy się dziś? 
- Umówiłem się na siłownię z chłopakami, a potem myślałem że zaproszę Anne na lunch. Jeśli chcesz możesz iść z nami. Anna bardzo cie lubi.
- Jasne, dzięki.
- Muszę kończyć. Dam ci znać co i jak.
- Okej. Pa.
Ale on już tego nie usłyszał. Leżałam jeszcze chwilę w ciszy i myślałam. Nie wiedziałam co robić w tej sytuacji, dopóki nie było Anny wierzyłam, że mam jeszcze u niego szanse. Lecz teraz czułam się jak wypalona i niepotrzebna zapałka. Wciąż słyszałam jego słowa ,,Po czekam i będę przy niej aż poczuje to co ja. " Odbijały się w mojej głowie niczym echo, albo jak piłeczka w pin-pongu. Jedna strona ją odbiła potem druga i tak wracała co chwile. 
Czy jest szansa by o niego walczyć? Zadałam sobie pytanie. Walczyć zawsze można, ale wydaje się to walką nie do wygrania.
Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi, powiedziałam ,,proszę"  i po chwili do pokoju weszła moja siostra. W ogóle nie wyglądała jakby ostatnia noc przebalowała. Miała na sobie ołówkową spódnice oraz elegancki jedwabny top. Włosy miała rozpuszczone a w uszach jak zwykle perły.
- Cześć Sara. Pożyczyłabyś mi biały lakier.
Spojrzałam na tę idealną kobietę, która była moją siostrą. Perfekcyjna w każdym calu a mnie brał szlak jak na nią patrzyłam. 
- Nie mam - odparła biorąc czasopismo ze stolika.
- Jak nie masz, jak ostatnio kupowałaś. 
- Pożyczyłam Kate. 
- A masz jakiś inny? Musi być kremowy i jasny. 
W przeciwieństwie do mojej siostry lubiłam mieć wyraziste paznokcie, czarne, czerwone a nawet niebieskie.
- Nie, wiesz że te kolory są dla mnie nudne. nie możesz iść do manikiurzystki.
- Za pół godziny muszę jechać do pracy. Nie wyrobię się. 
- Idź do Black. Jego siostra może mieć. Zadzwonię do niej.
Isabella się zaczerwieniła. Znałam jej stosunek do Davida, po kryjomu przeczytałam jej pamiętnik. Pisze pamiętnik, co za głupota.
- Nie pójdę tam. Idź ty proszę... - powiedziała,patrząc błagalnie.
- Nie mogę, zobacz jak ja wyglądałam.
Miałam przetłuszczone włosy i nie zmyty makijaż, spałam nawet w ubraniach z wczorajszej nocy. Mój oddech przypominał zaś zapach zdechłego szczura.
- Okej, zadzwoń do niej. 
Anna odebrała po drugim sygnale.
- Hej, mówi Sara. - powiedziałam.
- Heeej. - odpowiedziała przeciągając samogłoskę.
-Mam mało prośbę. Moja siostra potrzebuje pożyczyć lakieru do paznokci, w  białym lub kremowym kolorze. Będziesz taki miała? - spytałam 
- Tak. Raczej mam. Niech przyjdzie, na pewno coś znajdę. 
- Okej powiem jej. Pa.
Odłożyłam telefon.
- Powiedziała żebyś do niej przyszła, znajdzie jakiś.
- Dzięki. 
Po chwili jej nie było. Ja zaś wróciłam do moich przemyśleń na temat Matta. Czy jest szansa by o niego walczyć?

>>DAVID<<

Dziś miałem wolne w pracy i postanowiłem ten dzień przepracować w domu. Anna miała dużo pomysłów by zmienić firmę. Większość była dobra a ja poczułem, że w końcu moja siostra zaczyna wracać do świata żywych. 
Pewnym momencie zadzwonił telefon i z tego co się domyśliłem musiała dzwonić młoda Evans.
Młoda Evans, była całkiem znośna i miła. za to starsza moja rówieśniczką, to okropna, rozpieszczona baba, która pracuje... w konkurencyjnej firmie. Poza tym umie wkurzyć jak nikt inny.
- Co tam? - spytałem kiedy Anna odłożyła słuchawkę.
- Siostra Sary ma przyjść pożyczyć lakier do paznokci.
Chciałem się ewakuować, ale po chwili wszedł Luke i zaanonsował gościa w postaci Isabelle Evans. Po chwili weszła długo noga blondynka, jak zwykle pewna siebie i niezniszczalna niczym czołg. Wróciłem do mojej gazety.
- Jesteś siostrą Sary. - spytała Anna, wstając i podchodząc do niej. - Anna Black.
Przedstawiła się moja siostra. Zerknąłem na nie katem oka widziałam że blondi otworzyła nieznaczenie usta. 
- Isabella Evans. - powiedziała nie pewnie.
- Musimy iść na górę i trochę poszukać gdyż nie mam pojęcia gdzie są lakiery.
-Nie mam zbyt dużo czasu... - zaczęła ale Anna jej przerwała.
- To musimy się pośpieszyć.
Poszły na górę zostawiając mnie samego. Spojrzałem na ich odchodzące plecy. Oczywiście jak każdy facet spojrzałem na metrowe nogi blondi.
Isabella Evans to niezłe ciało i nogi. ale... i tak jej nie lubię.

>>ANNA<<

Minął miesiąc a w moim pokoju wciąż stały nierozpakowane kartony i walizki. Większość stała w garderobie. Nie które były już otwarte. Wszystkie kosmetyki znalazłam w kartonie podpisanym byAnn. Było to oczywiste mimo to i tak najpierw otworzyłam dwa kartony pełne książek i innych dupereli z mojego pokoju.
W pudle z napisem byAnn, Było mnóstwo nie rozpoczętych żeli, kremów, zestawów upominkowych, kremów, dosłownie wszystko. Były też nowe w hurtowych ilościach tusze do rzęs błyszczyki i lakiery do paznokci ułożone w tekturowym pudełeczku. Wszystkie były jednego koloru, akurat takiego jakiego chciałam - białego.
- Proszę. - powiedziałam dając jej buteleczkę. - Możesz go sobie zatrzymać. Może potrzebujesz jeszcze błyszczyka lub tuszu do rzęs, albo żelu, kremu.
Zaczęła kręcić głową. Ale ja już chowałam wszystko do papierowej eleganckiej torby z nadrukiem ,,byAnn". Zrobiłam dwa takie upominki jeden dla Sary a drugi dla Isabella.
- Proszę dla ciebie i  dla Sary.
- Oj nie musisz - wyraźnie była zmieszana ale ja wzruszyłam ramionami. Wszystko wystarczy mi na pół roku.
- Weź naprawdę, ja tego wszystkiego nie dam rady zużyć, a jeszcze pewnie dostanę.
- Dzięki.
Po czym wyszłyśmy z pokoju. David chodził po salonie ze słuchawką w uchu i rozmawiał wyraźnie rozzłoszczony.
- Maya nie obchodzi mnie to, masz to wykonać i już - przez chwilę milczał i zastygł w ruchu. - Jak to Kate Richards się z tobą kontaktowała... Kurwa... Mówiłem, że jak się z tobą skontaktuje to masz mnie o tym powiadomić... okej, będę za 10 minut.
- Do widzenia Isabelle. - Powiedział David zerkając na starszą Evans.
- Black.
Po chwili już jej nie było. Spojrzałam na Davida. Kate Richards?! Ciocia Kate?!
- O co chodzi? - spytałam.
- Nie wiem.
Brat zaczął zbierać wszystkie kartki na których pisaliśmy pomysły co do byAnn. Schował też laptopa i telefon do aktówki. w zwykłym dresie i okularach przeciwsłonecznych z aktówką w ręce wyszedł z loftu i znów byłam sama... przez moment.
- Co tam panienko Anno? - Spytała gosposia Barbara. - Pański brat wyszedł? Waśnie zrobiłam dla niego kawę.
- Miał coś pilnego do załatwienia.
- Jeśli panienka nie ma nic przeciwko ja już bym poszła. Obiad i kolacja są do przygrzania w lodówce. Zakupy są zrobione. Przyjdę jutro rano.
- Dziękuję Barbaro. Do zobaczenia.
Zazwyczaj Barbara mieszka u nas cały czas, ma własny pokój i łazienkę ale dziś mieli wpaść jej rodzice i więc wróciła do swojego mieszkania. Nie miałam jej za złe.
Jako że Davida nie było ja postanowiłam rozprawić się z kartonami w pokoju.
Praca trwała żałośnie długo. Ale się opłacało. Posegregowałam ubrania, większość postanowiłam oddać, bo porostu ich nie nosiłam, albo okazywały się za małe. Tak więc moja nowa garderoba zawierała mniej rzeczy niż ta którą miałam w Waszyngtonie, ale byłam bardziej szczęśliwa gdy patrzyłam na puste wieszaki. Jakbym zaczynała wszystko od nowa, a pozbycie się starych ubrań oczyszczało moją psychikę.
nie wiedziałam za to co zrobić z dwoma kartonami kosmetyków. Były pełne żelów, szamponów, kremów. były też pliki papierowych toreb z moją podobizną, albo z logo firmy. Podstawowe rzeczy wzięłam do swojej łazienki i tam je ustawiłam, wierząc że z czasem to zużyje ale z resztą nic nie mogłam zrobić, jedynie rozdać. Postanowiłam trochę oddać Barbarze, a także ubrania dla jej młodszej córki.
Ciuchy schowałam do jednej ze sportowych toreb oraz kosmetyki. W końcu wszystko było rozpakowane, kartony chowałam do garderoby,
Pokój i garderoba od razu wydały się większe.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Halo?
- Hej, mówi Matt. Chciałem zaprosić cię na lunch. Masz ochotę?
- Tak jasne.
- Zaraz do ciebie przyjdę. Zaproszę też Sarę, okej?
- Jane, dawno jej nie widziałam.
- Okej za moment u ciebie będę.
Miałam już iść się przebierać kiedy winda się otworzyła i wyszedł z niej Matt.
- Cześć - powiedział.
- Hej... nie jestem jeszcze gotowa.
- Zaczekam.
Wróciłam więc do swojego pokoju. Ubrałam szybko czarny kombinezon, włosy uczesałam w kok i zrobiłam sobie lekki make up. Wzięłam torbę i okulary, a na nogi wsunęłam tenisówki.
W salonie David przeglądał telefon.
- Możemy iść.
- Właśnie napisała do mnie Sara. powiedziała że nie może iść, jest umówiona z tatą.
- Och, no nic. Pójdziemy we dwoje.
Ruszyliśmy więc do windy.  Przed budynkiem czekał już na nas samochód. Wsiedliśmy i pojechaliśmy.
- Tak w ogóle dokąd jedziemy.
- Jedziemy do pewnego bistro. Podają tam najlepsze włoskie żarcie jakiego w życiu nie jadłaś.
- Nawet we Włoszech ?
- Tam może zjesz... ale teraz liczy się tu i teraz.
Nie komentowałam tego zerknęłam za okno i spojrzałam na tych wszystkich ludzi goniących i spieszących się nie wiadomo za czym. Zaczęłam się zastanawiać czy każdy człowiek na kuli ziemskiej śpieszy się tak samo jak przeciętny nowojorczyk. Ludzie w Nowym Jorku zachowywali się jak w mrówki w mrowisku, wymijali się płynnie i po chwili znikali za zakrętami.
- O czym tak myślisz? - spytał przerywając ciszę David.
- O różnych rzeczach - odparłam zagadkowo.
- Pewnie  myślisz o mnie... i o tym jak mnie pragniesz.
Powiedział to tak zabawnym tonem że się roześmiałam.
- Jasne... własnie moje myśli do tego zmierzały.
- Serio? - spytał. po czym dodał całkiem z powagą. - Bo wiesz mam dar Przewidywania przyszłych myśli.
- Wow, to szacun.  Nigdy nie poznałam kogoś tak wyjątkowego....
- Uważasz że jestem wyjątkowy?
- Każdy jest wyjątkowy, ale nie którzy to już do przesady.
- a ja jestem tylko wyjątkowy czy taki aż do przesady?
- Nie będę ci mówiła, jeszcze sodówka ci uderzy do głowy.
-  Zaryzykuj.
- Jesteś tak wyjątkowy że cię lubię. Nie wystarczy...
- Wolałbym usłyszeć że za mną szalejesz...
- Ależ szaleje, lecz po cichu....
- Więc jakbym cię pocałował, nie obraziłabyś się...
- Matt, rozmawialiśmy o tym.
Poczułam że się czerwienię. Złapał mnie za rękę a jego uśmiech przygasł.
- Moglibyśmy chociaż spróbować. 
- Nie czułabym się z tym komfortowo. Chcę odzyskać siebie, a ty poznajesz mnie taką... złamaną, roztrzaskaną.
- Wcale że nie jesteś złamana. Jesteś twarda jak kamień, brylant. 
- To tylko powłoka, moje wnętrze jest za to delikatne jak szkło i łatwo je zbić.
- Czasem najcięższe szkoło trudno jest rozbić. Anno, ja cię ochronię, ja będę przy tobie cały czas...
- Teraz jestem koszmarem. Chce byś poznał mnie jak będę snem.
- Sny zapominam, za to koszmary pamiętam zbyt dobrze.
Nadeszła chwila, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy. Miałam już odwrócić twarz kiedy Matt pochylił się mnie pocałował.
Był to pytający pocałunek a ja nie wiele myśląc, zbyt zaskoczona nim, zgodziłam się na niego.


wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 4

Brak komentarzy:


1 miesiąc i dwa dni później...        
                               
   01.08 / piątek
Drogi pamiętniku...

Chciałabym móc napisać, że już do reszty zapomniałam o wypadku, ale tak się nie dzieje. Co noc nawiedzają mnie koszmary związane z nim. W dzień, zazwyczaj o tym nie myślę bo i nie mam kiedy, ale gdy zamykam oczy widzę wszystko dokładniej niż kilka tygodni wcześniej. 

Nie krzyczę już w nocy, gdyż krzyk zamienił się w płacz, widzę że i mój brat nie sypia dobrze. Czasem słyszę że czai się blisko moich drzwi a rano odkrywam że śpi na kanapie w salonie. Choć David nigdy się do tego nie przyzna myślę że z chęcią by mnie się pozbył.
Jeśli chodzi o moją aklimatyzację w Nowym Jorku sprawy mają się już inaczej. Od ostatniej imprezy, swój czas wolny spędzam wyłącznie z Mattem albo z Sarą z którą się bardzo polubiłam. 
To więc taki krótki wstęp... obiecuję pisać więcej

Anna




>>ANNA<<<

Zamknęłam swój ,,pamiętnik". Tak naprawdę trudno go nazwać pamiętnikiem, gdyż to zwykły zeszyt w kratkę w miękkiej oprawie. W dodatku wcześniej pisałam w nim notatki z francuskiego. 
Dlaczego postanowiłam pisać pamiętnik? Zaczęłam się zastanowić i po chwili sobie przypomniałam. Nie chcę iść do psychiatry czy psychologa. Ale o tym trzeba rozmawiać więc postanowiłam pisać. Wszystko to co mnie nurtuje i co truje mnie od środka. Jeszcze raz przeczyłam swoja notkę. 
Nie wylałam w niej duszy. W ogóle wydaje mi się napisana ni jak oraz nudnie i ogólnie czyta się ją beznadziejnie. Ale to chyba dobry początek. Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go do szuflady biurka. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołam. 
Po chwili do mojego pokoju weszła nowa gosposia - Barbara. Jak poprosiłam tak mój brat zrobił, otóż zatrudnił gospodynię która nie tylko ugotuje ale też posprząta. Ma ponad trzydzieści lat i jak na razie radzi sobie świetnie. Poza tym bardzo ją lubię.
- Matt Prince do pani - powiedziała Barbara. 
- Powiedz mu że zaraz przyjdę. 
Barbara wyszła a ja szybko udałam się do łazienki. Wyglądałam tak jak zwykle czyli nie lepiej niz po wypadku. Wciąż miałam cienie pod oczami który nawet nie chciało mi się ukrywać korektorem. Na sobie zaś miałam krótkie dresowe spodenki i czarną koszulkę z nadrukiem kota. Jedyne co poprawiłam to rozpuściłam włosy. Po tym wybiegłam z pokoju i zeszłam na dół do salonu.
- Cześć - powiedziałam do Matta który siedział już na kanapie.
- Hej, jak leci? - spytał się uśmiechając się szeroko.
- Sam czas leci ja zaś w miejscu.
- Trzeba chyba coś z tym zrobić.
- Hahaha masz plan?
- Żeby choć jeden. Na początek spacer, lunch a potem kino? Co myślisz?
- Zgoda. Może jeszcze zadzwonię po Sarę...
Chciałam już iść na górę po komórkę kiedy nie oczekiwanie Matt złapał mnie za rękę. Okazało się że już nie siedział tylko stał obok mnie.
- Fajnie że polubiłaś się z Sarą, ale ja chciałem spędzić ten dzień tylko z tobą...
Na początku nie rozumiałam o co mu chodzi. Jak to tylko ze mną...?!
- Bo widzisz... - niestety Mattowi nie było dane dokończyć gdyż rozległ się dźwięk windy. Wyszarpnęłam swoją dłoń z uścisku Matta, zanim jeszcze przybysz pojawił się w salonie.
Gościem okazał się oczywiście mój brat, właściciel tego loftu.
- Siema młodzi! - powiedział uśmiechając się do nas. - Jakieś plany w zanadrzu?
- Właściwie to... - chciałam powiedzieć że chyba nie ale ubiegł mnie Matt.
- ... tak, właśnie chciałem wyciągnąć Annę na spacer i może do kina. Ale ona jak zwykle mi odmawia.
Zmarszczyłam brwi patrząc na Matta.
- Jeszcze nie odmówiłam...
- Ale pewnie miałaś to w zanadrzu - ta gra nie układała się po mojej myśli. Jejku nie lubię tych zabaw....
- Oczywiście że chciałam iść. Ty wszystko z góry zakładasz na nie. Zadzwonię po Sarę, ona nie jest tak wredna - to już odniosło skutek.
Niestety nie zrobiłam dwóch kroków kiedy Matt złapał mnie w tali i po prostu przyciągnął do siebie.
Z kanapy dolatywał mnie śmiech Davida.
- Puść mnie! - zawołam.
- Nie puszczę, dopóki nie zgodzisz się  iść ze mną na spacer i do kina.
- okej, ale muszę się przebrać.
- Nie zadzwonisz po kryjomu do Sary? - szepnął mi na ucho. Przyznam się że od tego szeptu zwaliło mnie z nóg. Dobrze, że on wciąż mnie podtrzymywał.
- Nie - szepnęłam i wypuścił mnie.


>>MATT<<

-Wiesz że cię lubię Matt? - powiedział David kiedy Anna uciekła do swojego pokoju.
Odwróciłem się w stronę Blacka. Wszyscy w rezydencji mieli przed nim respekt. Nawet moi rodzice do których przecież należy ten budynek. David Black to po prostu marka. Dzięki nazwisku osiągnął nie bywały sukces. Ma mnóstwo znajomych, siedzących na najwyższych stołkach. Takiemu nikt nie ma prawa podskoczyć.
Mimo to lubię go. Chyba dlatego że on jedyny nie puszy się tak jak inni mieszkańcy tej rezydencji.
- Ja też cię lubię... - odparłem, ale że zabrzmiało to dziwnie dodałem - ...jak dobrego znajomego.
- Mnie możesz nawet nienawidzić, ale jeśli skrzywdzisz moja siostrę to będzie po tobie.
- Nie zamierzam jej skrzywdzić...
- To dobrze, bo widzisz młody człowieku... - David wstał i podszedł do barku gdzie nalał sobie burbona. - Ona jak na swój wiek już dużo przeżyła. Nie chcę by zbyt szybko rozczarowała się życiem.
- Jak to...
Niestety nie zdążyłem się zapytać po usłyszałem kroki na schodach. Obejrzałem się w tamtą stronę i zobaczyłem Annę. Wyglądała prześlicznie, ubrana w granatową sukienkę i w lekkim makijażu.
- Ślicznie wyglądasz - oznajmił David.
- Tak tak, idziemy - spytała Anna zapinając jeszcze sandałki.
- Tak oczywiście - odparłem nieco zachrypnięty.
- Pijesz? - zwróciła się jeszcze do Davida który właśnie odstawił szklaneczkę.
- Troszkę dla rozluźnienia...
Anna nic nie odpowiedziała ruszyła tylko do windy.
Kiedy zjeżdżaliśmy na dół nie mogłem pojąć dlaczego taka ładna dziewczyna miałaby rozczarować się życiem. Jest młoda, śliczna, bogata i może trochę smutna, ale smutek zawsze odchodzi.
- Co? Mam coś na twarzy? - spytała Anna kiedy zobaczyła że się jej przyglądam
- Jesteś bardzo ładna, czemu mam nie patrzeć.
Zarumieniła się i te kolory na policzkach zmieniły całą jej twarz, jakby rozjaśniała.
- Nie lubisz komplementów.
- Nie wierzę w puste słowa - odpowiedziała patrząc mi w oczy. Uśmiechnąłem się.
- Komplementy to nie puste słowa, to opinie, a opinie trzeba wygłaszać.
- Niektórym od takich opinii przewraca się w głowie, co jak mi się przewróci?
Winda się otworzyła i weszliśmy do holu. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz odpowiedziałem.
- Nigdy bym nie pozwolił żeby ci się przewróciło w głowie.
Anna uśmiechnęła się. Ruszyliśmy w stronę Central Parku. Przez pewien czas milczeliśmy, ale nie była to kłopotliwa cisza.
- A co by było gdybyś przewrócił mi w głowie a potem odszedł? - spytała nagle Anna.
- Raczej bym tego nie zrobił.
- Raczej?! - spytała doniośle zatrzymując się.
- W życiu bym tego nie zrobił - powiedziałam  i złapałem ja za rękę. Spojrzała na nasze splecione dłonie i po chwili zabrała swoją dłoń i ruszyła dalej. Zdziwiła mnie jej reakcja.
- Wszystko gra? - spytałem ruszając za nią.
- Tak... chyba tak...
- Na pewno?
- Po prostu widzę że chcesz się do mnie zbliżyć i... - powiedziała zerkając na mnie. - Powiedz mi.
Byłem zszokowany. Czułem że wysycha mi w gardle. Ale ona wciąż na mnie patrzyła ponaglająco, ze strachem ale też z ciekawością.
- Lubię cię - wydusiłem w końcu - Podobasz mi się, jako dziewczyna, świetnie mi się z tobą rozmawia, chciałbym...
- Wiesz że ja cię też lubię - przerwała mi Anna. - Serio, jesteś świetnym chłopakiem. Ale nie mam ochoty się z nikim wiązać. Poza tym, ma teraz ciężki okres. Minął miesiąc od wypadku ale to dla mnie wciąż świeża sprawa.
Spojrzała na mnie.
- Ja mogę zaczekać... na ciebie - powiedziałem, poczułem że się czerwienię jakbym został przyłapany przez matkę.
- Nie musisz na nic czekać. Po prostu potrzebuję teraz przyjaciela nie chłopaka.
Po tych słowach przytuliła się do mnie. Poczułem że się dławię. Przyjaciel?!
Mimo to odparłem że zawsze może na mnie liczyć i będę jej najlepszym przyjacielem. To słowo boli najbardziej. ,,Przyjaciel" brrrr.
 Będę takim przyjacielem że w miesiąc się we mnie zakocha.


>>ANNA<<

Czasem by być szczęśliwym, potrzeba wielkich poświęceń. Widziałam w oczach Matta że rola przyjaciela nie pasuje mu zbytnio mimo to zgodził się na nią.
- Dziękuję. - szepnęłam i odsunęłam się od niego. - To co idziemy do kina.
- Jasne, na co masz ochotę? Komedia, horror, może film akcji?
Zerknęłam na niego był zadowolony i jakby  mniej spięty jakby rozmowa o filmie trochę go rozluźniła. 
Będąc w kinie zdecydowaliśmy się na ,,Pościg". Zwykły thriller trzymający w napięciu. 
Zajęliśmy miejsca i czekaliśmy
Zanim jeszcze zgasili światła Matt wyjął telefon i zaczął robić nam zdjęcia. Zaczęliśmy się wydurniać i robić dzióbki i śmieszne minki.
Potem zgasły światła i rozpoczęły się reklamy, chwilę później rozpoczął się film. Śledziłam fabułę dość dokładnie. Uwielbiałam takie filmy, z grozą i wybuchami. Z dreszczykiem emocji. Kiedyś żałowałam że takich chwil nie doświadcza się w życiu. Pościgi oraz adrenalina krążąca w życiu. Tylko ja i prosta droga bez odwracania się za siebie. Ucieczka jak najdalej stąd.
Po filmie jeszcze długo rozmyślałam co by było gdyby tak po prostu uciec z tego świata, Wyjechać do Europy do Francji. Mogłabym pomieszkać u Thomasa. W końcu nadal jesteśmy przyjaciółmi albo przynajmniej znajomymi. 
Lecz im pomysł wydawał się coraz bardziej realny, po chwili uznałam go za nie dorzeczny. David w życiu by się nie zgodził. A po za tym chyba tak na prawdę nie czuję potrzeby by opuszczać Nowego Jorku. Spojrzałam na nocne niebo zasłonięte chmurami. Życie wydaje się na razie nudne, ale gdy przyjdzie szkoła i będę miała zajęcie może przestanę czuć się bezużyteczna i nieświadoma życia. 
Własnie teraz odkryłam że nie pamiętam co robiłam przez ostatni miesiąc. Dnie zlały się w jeden. 
Pamiętam tylko że spędzałam te dnie albo nie które z nich z Mattem i Sarą. Ale reszta jakby utopiona w wodzie. Zaginiona w odmętach i nie mająca się nigdy odnaleźć.
- Zróbmy coś szalonego - powiedziałam do Matta. 
- Szalonego? Możemy pójść do klubu....
Zaczęłam kręcić głową. 
- Musi to być coś głupiego i coś co bym zapamiętała do końca życia....
Wtedy mój wzrok padł na studio tatuażu po drugiej stronie ulicy. Mimo późnej nocy światła w środku jeszcze się świeciły więc chyba było jeszcze otwarte.
- Zrobię sobie tatuaż. 
Powiedziałam i zaczęłam iść w jego stronę ciągnąc za sobą Matta.
- To chyba nie jest dobry pomysł... - zaczął Matt. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Byliśmy już pod salonem. 
- Jak to ,, nie jest dobry pomysł"? To jest bardzo DOBRY pomysł! - powiedziałam.
- To jest decyzja na całe życie - powiedział Matt marszcząc czoło.
- Własnie o to mi chodzi. Chcę pamiętać ten dzień przez całe życie. Przez miesiąc się ukrywałam... - powiedziałam patrząc Mattowi prosto w oczy - ...teraz chcę być sobą. 
- Ma być mały i w niewidocznym miejscu inaczej twój brat mnie zabije - powiedział Matt. Weszliśmy więc do środka. Wnętrze było małe pełne rysunków, a na środku stał jeden fotel przy którym był metalowy stoliczek z pistoletem do tatuażu. 
Przy biurku stał zaś młody mężczyzna z długimi czarnymi włosami i okularach. Miał na sobie koszulkę na krótki rękaw, więc miał wyeksponowane ramiona pełne tatuaży.
- W czymś pomóc? - spytał grubym basem.
- Tak chciałabym zrobić tatuaż. 
- A pełnoletnia jesteś? 
- Nie ale.... - chciałam się tłumaczyć, ale i tak mi przerwał.
- Zresztą, co mnie to obchodzi. Skoro tu wleźliście to nie wyjdziecie bez niczego. Siadaj - zdziwiłam się, zerknęłam na Matta który również był zszokowany ale usiadł na krześle Ja zaś usiadłam na fotelu.
- Masz jakiś pomysł? 
- Chcę coś małego i symbolicznego. Ale nie mam żadnego pomysłu...
- Symbolicznego... - powiedział - Może róża? 
Pokręciłam głową.
- Jakiś lecący ptak, taki mały ostatnie w modzie są w śród was młodych... 
- Jasne świetny pomysł.
Ptak, dotychczas kojarzył mi się z wolnością, a przecież ja chcę być wolna.. od tego ciężaru, brzemienia. 
- A gdzie? - spytał zakładając gumowe rękawiczki. 
Matt miał rację, lepiej żeby David nie widział tego tatuażu. Bo nie tylko Matt oberwie ale i ja... Jako że mój przyjaciel siedział bardziej z tyłu, podniosłam  sukienkę i odsuwając krawędź swojej bielizny wskazałam miejsce. Tatuaż miał być na biodrze, ale w miejscu w które łatwo zasłonić bielizną. Mężczyzna od razu wziął się do roboty. Cała operacje ozdobienie ciała nie bolała tak bardzo jak myślałam ten ból mnie oczyszczał. Budował od nowa. Ból który czułam nie był porównywalny z tym jaki poczułam po śmierci matki. Był to słodki ból, zwiastujący nowa mnie. 
___________



niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 3

Brak komentarzy:
(c) lost souls


kilka tygodni później...

Każda sekunda, minuta, godzina, dzień, tydzień zlatywały w oka mgnieniu. Jak przez mgłę pamiętam że przedwczoraj zdjęto mi gips, a wszystkie rzeczy z Waszyngtonu przyjechały nie dalej jak tydzień temu. David powrócił już do firmy, nie zbyt chciał zostawiać mnie samą w mieszkaniu ale sama go wyrzuciłam bo i tak pracował w domu.
Całymi daniami, więc siedziałam sama. To ćwiczyłam grę na pianinie, gitarze, lub oglądałam telewizję. David dał mi wczoraj nowy telefon bo mój stary roztrzaskał się podczas wypadku. Chciałam do niego zadzwonić ale bałam się że pracuje i mu przeszkodę tak więc zadzwoniłam do Luka.
Luke był kierowcą Davida, miał ponad trzydzieści lat i był bardzo fajny. Jak nikt umiał mnie rozśmieszyć. Tak więc wybrałam numer i odliczając sygnały czekałam aż odbierze.
- Tak? - spytał swoim mocnym basem.
- Witaj Luke, mówi Anna.
- Oo, cześć Anna. Podwieźć cię gdzieś?
Chociaż chciałam z nim tak pogadać, ale słysząc propozycję przejażdżki nabrałam ochoty by ruszyć się w końcu z domu i zrobić porządne zakupy.
- Tak, jak masz czas.
- Będę za dwadzieścia minut. Czekaj w recepcji.
Po czym się rozłączył. Poszłam do swojego pokoju i założyłam czarną spódnice oraz szarą bokserkę. Włosy zostawiłam zaczesane w kucyk.
Do torebki schowałam okulary i czapkę oraz podstawowe rzeczy.
W windzie w dużych lustrach i tym dziwnym oświetleniu, zobaczyłam na mojej twarzy zmęczenie. Od kilku nocy nie śpię dobrze. Często budzę się z krzykiem, płaczem lub po prostu nie śpię. Cały czas mam koszmar z mamą, z którą jadę samochodem. Nie raz nic nie mówi tylko płacze, a czasem obwinia mnie o swoja śmierć.
Winda zjechała na dół a moje rozmyślenia ulotniły się w jednej chwili. W holu oprócz mnie znajdował się Matt. Ten sam od mąki. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i podszedł bliżej.
- Cześć - powiedział.
- Cześć - odrzekłam.
Przyjrzałam mu się lepiej i zobaczyłam że jest naprawdę przystojnym chłopakiem. Brązowe włosy oraz brązowe oczy, do tego ten śliczny uśmiech.
- Co słychać? - spytał.
- Jakoś leci.
nagle między nami pojawiła się skrępowana cisza. Chciałam uciec ale powstrzymywał mnie przed tym jego badający wzrok.
- Czekasz na brata? - spytała w końcu.
- Nie, na kierowcę.
Przez jego usta przebiegł uśmiech.
- Może wpadniesz dziś do mnie robię małą imprezę - spytał.
- Nie wiem - w tym momencie do holu wszedł Luke i zawołał mnie po imieniu - Muszę iść.
- Pa - powiedział podnosząc rękę.
 wyminęłam go i ruszyłam w stronę Luka, który uśmiechając się otworzył przede mnę drzwi.
- No no, ktoś ma tu adoratora.
- Nie wiem o czym mówisz Luke, on ma dziewczynę.
- Dziewczyna, to mu właśnie uciekła z przed nosa. Wzroku nie oderwał od ciebie dopóki sam na niego nie spojrzałem i ...
- ...nie postraszyłeś złą miną - dokończyłam, kiedy Luke zamknął za mną drzwi. Kiedy i on był w aucie zadał podstawowe pytanie.
- To gdzie teraz, panno Black?
- Do super marketu.


>><<<

 Kiedy wróciłam do mieszkania od razu wzięłam się za robotę. Zrobiłam zapiekankę warzywną z kurczakiem. Nie była tak dobra jak ta robiona przez Madison ale była jadalna a to był sukces.
Po gotowaniu usiadłam w salonie. Nie do końca wiedziałem co mam robić. w końcu wzięłam gitarę i zaczęłam brzdąkać. Muzyka oczyszczała mój umysł.
Moje zatracenie w muzyce przerwał dźwięk otwieranej windy i po chwili w pokoju pokazał się David.
- Witaj Mała - rzucił w moją stronę i usiał na kanapie niedaleko.
Brat zdjął buty i poluzował krawat a aktówkę położył na podłogę.
- Co porabiałaś? - spytał.
- Zrobiłam obiad.
- Naprawdę? Świetnie się składa bo jestem głodny. - Poszłam więc do kuchni i w mikrofalówce odgrzałam kawałek zapiekanki.
- A to co zrobiłaś w ogóle jadalne jest? - spytał kiedy postawiłam przed nim parujący talerz.
- Oczywiście. Ja jadłam i jeszcze żyję...
Mój żart oczywiście go nie rozśmieszył.
- Rozmawiałeś z ciocią?
- Tak. Rozmówiliśmy się, powiedziała że nie będzie walczyć ze mną o  opiekę nad tobą.
- Serio? Udało ci się ją przekonać...?
- Można tak to ująć...
 Baczenie obserwowałam Davida, bo coś mi nie grało. Najpierw ciocia chce się mną opiekować, tak że aż chce sprawy w sądzie a teraz już zgoda.
- Ile jej zapłaciłeś?
- Anna, wcale jej...
- Zapłaciłeś, pytanie brzmi ile...
- Przepisałem na nią dom rodziców w Los Angeles.
Czułam jak moją szczeka ląduje na podłodze.
- Dom.. w Los Angeles. Przecież on jest wart...
- Dwa miliony dolarów - dokończył za mnie brat. - Sprzeda go, zamieszka w nim. Mi to obojętne. Chcę tylko by trzymała się jak najdalej od Wschodniego wybrzeża. Poza tym mówiłem ci że chcę przenieść siedzibę firmy byAnn do Nowego Jorku. Chcę mieć wszystko pod ręką.
- Tak to dobry pomysł - powiedziałam choć nie wiedziałam czy mam na myśli siedzibę firmy czy zamieszkanie ciotki w Kalifornii.
Tak więc David zmienił temat i teraz cały czas mówiliśmy o firmie. Miał kilka świetnych pomysłów które i mi się spodobały.
Naszą dyskusje przerwał dźwięk otwieranej windy, wyszedł z niej Matt.
- Eee cześć - powiedział wchodząc do salonu.
- Cześć Matt - przywitał się z nim David. - Czegoś potrzebujesz?
- Nie... tylko zaprosiłem Annę na małe przyjęcie do mnie dziś wieczorem, ale nie od powiedziała mi...
David spojrzał na mnie, ja na Matta potem znowu na Davida.
- Dzięki za zaproszenie, ale mam już plany...  chciałam wymyślać jakąś wymówkę ale tylko to mi przyszło do głowy. Jejku przecież ja kłamać to za grosz nie umiem.
- Jakie plany? - odezwał się David. - Jak chcesz idź, zabaw się.
- Nie mogę - powiedziałam bardziej do Matta niż Davida i ruszyłam w stronę mojego pokoju.
- Zaraz ją przekonam - usłyszałam jeszcze głoś Davida kiedy zamykałam za sobą drzwi pokoju.
Po chwili zjawił się w nich David.
- Dlaczego nie chcesz iść?
- Bo mam żałobę. Bo nie mam nastroju do zabawy. Bo nikogo tam nie znam.
- Znasz Matta..., a tak w ogóle skąd go znasz? -spytał podnosząc brew do góry.
- Przyszedł raz pożyczyć mąki i dziś rano go spotkałam.
- Idź. Zabaw się. Proszę. Cały dzień w mieszkaniu, sama. Cud że depresji nie masz.
- Ale nie mam ochoty. Jedyne o czym teraz marze to łóżko...
- Jak ja byłem w twoim wieku...
- Jak ty byłeś w moim wieku rodzice, jeszcze żyli i nie czułeś że to co robisz jest złe czy dobre.
- Ty też się nie przekonasz czy coś jest złe czy dobre, siedząc tylko w tym pokoju. Mama by chciała żebyś po jej śmierci zamykała się w czterech ścianach.
Nic nie odpowiedziałam, bo w głębi duszy wiedziałam że David miał rację. Moja matka nie chciałaby żebym zamykała się w pokoju czy w sobie. Ale za żadne skarby mu tego nie powiem.
- Pójdź ze mną - powiedziałam.
- Nie mogę, mam jeszcze dużo roboty.
- Co ty robisz w tym biurowcu skoro i tak musisz pracować w dom?
- Najważniejsze rzeczy, Księżniczko. To co pójdziesz?
- Pójdę, ale jak mi się nie spodoba to zaraz wracam.
- Okej.
Po czym wyszedł.


>><<<

Winda jak chce to jedzie wolno, ale dziś to dostała jakiegoś powera bo zanim się obejrzałam stałam w luksusowym holu który przypominał galerię sztuki a po chwili u wylotu pokazał się Matt w białej koszuli, której rękawy były podwinięte oraz niebieskich dżinsach. Odetchnęłam z ulgą. 
Nie byłam pewna charakteru imprezy. Więc postawiłam na klasyczne czarne rurki oraz błękitny top z jedwabiu. 
- Jednak przyszłaś, już się bałem że jednak dasz sobie spokój ze mną i tą imprezą. 
- Jakbym dała spokój, mój brat chyba by mnie wyrzucił - powiedziałam oglądając wiszące na ścianie abstrakcje. 
- Chodź przedstawię cię moim znajomym. 
W dużym salonie, w którym również wisiało mnóstwo dzieł sztuki których autorów mogłam się tylko domyślać, było około dziesięciu osób. Stół był zastawiony mnóstwem słodyczy, napoi oraz alkoholi. 
- Hej, wszyscy poznajcie moją sąsiadkę Anne Black - odezwał się Matt przekrzykując zgromadzenie.
- A więc to jest Anna Black. Jetem Sara Evans.
Podeszła do mnie z wyciągniętą ręką blondynka którą kojarzyłam z windy. Była chyba młodsza siostrą tej ,,dużej Evans" z którą nie dogaduje się mój brat.
- Miło cię poznać - uściskałam jej wyciągnięta dłoń.
Potem wszyscy  po kolei podchodzili do mnie i się przedstawili. Oprócz Sary były jeszcze dwie dziewczyny: Lili oraz Kate. Wszystkie wyglądały obłędnie, w krótkich sukienkach i wysokich butach, obładowane tonami biżuterii.
- Ja jestem Toby -przedstawił się chłopak z kręconymi włosami. Potem podeszli jego koledzy: Jeremy oraz Edward. Nie mogłam się nadziwić że wszyscy byli tacy ładni.
- Widuję ciebie codzienne, non stop na mieście - powiedział Jeremy uśmiechając się tajemniczo, jakby miał sekret.
-  To chyba nie możliwe... - powiedziałam zdziwiona i trochę zażenowana tym że się tak uśmiechał.
- Możliwe możliwe. Jesteś wszędzie na bilbordach.
Wszyscy się zaśmiali, ja również się uśmiechnęłam.
- A to jest możliwe - potwierdziłam
- Pracujesz jako modelka? - spytała Sara.
- Nie, to firma mojej mamy... znaczy się... - nie mogłam powiedzieć, że ,,to moja firma" jakoś te słowa dławiły mnie. - Mama chciała bym była główną twarzą tej marki.
- Serio, ta firma należy do twojej mamy. Uwielbiam wasze kosmetyki. Najbardziej kremy. Są fenomenalne. - powiedziała Lili. - Można liczyć na jakieś darmowe próbki.
- Jasne.
- Hej hej... - odezwał się Matt i na chwilę wszyscy umilkli. - Chcecie zagrać w pijaka?
-Jasne...
- Stary serio...
Wszyscy zaczęli się ożywiać, chyba tylko ja nie wiedziałam o co chodzi...
- o co chodzi? Co to za pijak? - spytałam Sary która siedziała najbliżej mnie.
- To gra wymyślona przez naszą paczkę. Polega na...
- Podkręcona wersja gry prawda czy wyznanie... - przerwał jej Toby.
- Zamknij się gamoniu, ja jej tłumaczę. Polega na tym, że wybierasz prawdę, wyzwanie albo kolejkę. Prawda czyli zadajemy ci pytanie a ty musisz opowiedzieć zgodnie z prawdą, jeżeli wyzwanie, to musisz coś zrobić, jeżeli wybierasz kolejkę pijesz pięć kieliszków wódki. Jeżeli czegoś nie zrobisz, nie będziesz chciała, wstydzisz się, musisz za karę zdjąć jedną z rzeczy w które jesteś ubrana. Żeby było w miarę fair facet zadaje pytanie dziewczynie, dziewczyna facetowi.
- Okej, kto pierwszy? - pyta Matt.
- Gospodarz. - Krzyknął Jeremy.
- Dobra. Sara wybierasz prawda, wyzwanie czy kolejkę.
- Pytanie - uśmiechnęła się słodko do  Matta, co nie uszło mojej uwadze.
- Dobra. Czy to prawda, że kochasz Justina Bibera?
- Absolutna prawda. Beliebers na zawsze.
Wszyscy się roześmieli, oprócz mnie, bo byłam zbyt zszokowana by się śmiać. Ona na serio?
- Okej teraz ja - odparła Sara, patrząc na męska część towarzystwa. - Jeremy prawda, wyzwanie czy kolejka?
- O nie tym razem wybieram najpierw kolejkę. Wole nie pamiętać do jakich głupot mnie zmusicie.
Tak więc Jeremiemu wlano pięć kieliszków do kubka, zawartość wypił duszkiem. Skrzywiłam się kiedy patrzyłam jak to przełykała.
- Spoko. Anno, wybierz prawdę - szepnął jeszcze Jeremy, zanim odchrząknął i wypowiedział formułkę. - Tak więc Anno, prawda, wyzwanie czy kolejka?
Uśmiechnęłam i nie pewnie, ale z całą odwaga jaką w sobie mam odparłam:
- Prawda.
- Tak, no więc. Masz chłopaka?
- Nie...
- A umówisz się ze mną? - dodał patrząc smutnym wzrokiem.
- Jedno pytanie na osobę Jer - Odezwał się Matt, waląc go w ramię.
- Ej Stary, to boli. Okej, zadam następnym razem.
Gra rozwijała się dalej. A im więcej alkoholu wszyscy wypijali tym pytania i wyzwania stawały się coraz bardzie bezczelne i głupie. Mimo wszystko dobrze się bawiłam. Zabawa toczyła się dalej choć inni już zasnęli.
- Matt, pytanie do ciebie.. - powiedziała Kate, której ciężkie powieki pomału się zamykały. - Zdradź nam czy w tym pokoju jest twoja przyszła dziewczyna.
Lili zawołała głośne uuuu... Matt pochylił głowę i udał że się zastanawia.
- Nie wiem, która z was by mnie chciała. Wszystkie mnie znacie i wiecie że jestem głupkiem.
- Wcale nie... - wykrzyknęły na raz Lili i Kate.
- Dobra teraz ja... Anno, prawda, wyzwanie czy kolejka.
Leżałam na podłodze, próbując się schować. Chyba jako jedyna wypiłam nie wiele. Edward, Jeremy i Toby spali już tak samo jak Sara. Przyjaciółki Sary ledwo się trzymały, Matt zaś sprawiał wrażenie trzeźwego.
- Prawda.
Matt długo się nie odzywał i już myślałam że zasnął, kiedy w końcu się odezwał
- Czy, lubisz sok pomarańczowy?
Usiadłam z wrażania, czy on pyta serio.
- Jasne.
- To chodźmy do kuchni się napić.
Spojrzałam na towarzystwo i zobaczyła że dziewczyny już uległy zmęczeniu i leżały jedna na drugiej. Wstałam więc i ruszyłam za nim.
Kuchnia była duża i przestronna oraz identyczna jak nasza. Jedyna różnica była taka że ta wyglądała jakby korzystano z niej codziennie.
 Matt otworzył lodówkę i wyjął dzbanek soku. Nalał mi szklankę. Sok był niesamowicie schłodzony i smakował fantastycznie. Matt wyjął też plastikowe pudełeczko i przerzucił na talerz kawałek czekoladowego tortu.
- Miałem zjeść go sam. Ale nie będę egoisto i się z tobą podzielę.
Usiedliśmy więc na stołkach barowych i jedliśmy wspólnie jeden kawałek tortu. Z boku wygadaliśmy zapewne jak para.
- Dobrze się bawiłaś? - spytał właściciel ciasta.
- Tak, dziękuję za zaproszenie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Masz fajnych przyjaciół.
- No nie... Czasem są absurdalni ale idzie wytrzymać.
- Długo się znacie?
- Z Jer i Tobym znam się od dziecka. Edwarda dołączył do nas w podstawówce. Evans też znam od dziecka. Przez pewien czas nawet kręciliśmy ze sobą ale nie wyszło... Za to jej koleżanki zawsze porostu były i już zostały. A ty masz przyjaciół... w Waszyngtonie?
- Nie... miałam paczkę z którą się rozumiałam i dogadywałam. Chodziliśmy na imprezy i do kina. Ale nie byli to ludzie którym mogłabym powierzyć duszę... wiesz o co chodzi. Za to miałam dobrego chłopaka - uśmiechnęłam się na myśl o Thomasie. 
- I co z nim? - spytał Matt.
- Wyjechał do Paryża. Jego ojciec był inżynierem a matka projektantką mody, oboje dostali świetne propozycje pracy. Przez dwa miesiące próbowaliśmy utrzymywać związek na odległość. Ale takie coś nigdy się nie udaje.
- To fajnie że jesteś wolna...
- Szkoda że tak się nie czuję.
Resztę cista zjedliśmy w milczeniu. Po północy zaczęłam się zbierać, Matt odprowadził mnie do windy. Czekając zapanowała miedzy nami dziwna cisza.
- Może chcesz się ze mną jutro umówić? -  spytał przerywając ją.
- Och.... - Randka?!
- Do kina - dodał. Na moje szczęści winda już przyjechała i drzwi się otworzyły. Nie wiedząc co mu odpowiedzieć, powiedziałam starą śpiewkę.
- Nie wiem.
- A co wiesz? - spytał uśmiechając się. - To nie jest randka, zwykłe spotkanie. - Dodał uspokajająco.
- Okej.
Drzwi się zasunęły a ja poleciałam prosto do nieba.