niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 3

(c) lost souls


kilka tygodni później...

Każda sekunda, minuta, godzina, dzień, tydzień zlatywały w oka mgnieniu. Jak przez mgłę pamiętam że przedwczoraj zdjęto mi gips, a wszystkie rzeczy z Waszyngtonu przyjechały nie dalej jak tydzień temu. David powrócił już do firmy, nie zbyt chciał zostawiać mnie samą w mieszkaniu ale sama go wyrzuciłam bo i tak pracował w domu.
Całymi daniami, więc siedziałam sama. To ćwiczyłam grę na pianinie, gitarze, lub oglądałam telewizję. David dał mi wczoraj nowy telefon bo mój stary roztrzaskał się podczas wypadku. Chciałam do niego zadzwonić ale bałam się że pracuje i mu przeszkodę tak więc zadzwoniłam do Luka.
Luke był kierowcą Davida, miał ponad trzydzieści lat i był bardzo fajny. Jak nikt umiał mnie rozśmieszyć. Tak więc wybrałam numer i odliczając sygnały czekałam aż odbierze.
- Tak? - spytał swoim mocnym basem.
- Witaj Luke, mówi Anna.
- Oo, cześć Anna. Podwieźć cię gdzieś?
Chociaż chciałam z nim tak pogadać, ale słysząc propozycję przejażdżki nabrałam ochoty by ruszyć się w końcu z domu i zrobić porządne zakupy.
- Tak, jak masz czas.
- Będę za dwadzieścia minut. Czekaj w recepcji.
Po czym się rozłączył. Poszłam do swojego pokoju i założyłam czarną spódnice oraz szarą bokserkę. Włosy zostawiłam zaczesane w kucyk.
Do torebki schowałam okulary i czapkę oraz podstawowe rzeczy.
W windzie w dużych lustrach i tym dziwnym oświetleniu, zobaczyłam na mojej twarzy zmęczenie. Od kilku nocy nie śpię dobrze. Często budzę się z krzykiem, płaczem lub po prostu nie śpię. Cały czas mam koszmar z mamą, z którą jadę samochodem. Nie raz nic nie mówi tylko płacze, a czasem obwinia mnie o swoja śmierć.
Winda zjechała na dół a moje rozmyślenia ulotniły się w jednej chwili. W holu oprócz mnie znajdował się Matt. Ten sam od mąki. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i podszedł bliżej.
- Cześć - powiedział.
- Cześć - odrzekłam.
Przyjrzałam mu się lepiej i zobaczyłam że jest naprawdę przystojnym chłopakiem. Brązowe włosy oraz brązowe oczy, do tego ten śliczny uśmiech.
- Co słychać? - spytał.
- Jakoś leci.
nagle między nami pojawiła się skrępowana cisza. Chciałam uciec ale powstrzymywał mnie przed tym jego badający wzrok.
- Czekasz na brata? - spytała w końcu.
- Nie, na kierowcę.
Przez jego usta przebiegł uśmiech.
- Może wpadniesz dziś do mnie robię małą imprezę - spytał.
- Nie wiem - w tym momencie do holu wszedł Luke i zawołał mnie po imieniu - Muszę iść.
- Pa - powiedział podnosząc rękę.
 wyminęłam go i ruszyłam w stronę Luka, który uśmiechając się otworzył przede mnę drzwi.
- No no, ktoś ma tu adoratora.
- Nie wiem o czym mówisz Luke, on ma dziewczynę.
- Dziewczyna, to mu właśnie uciekła z przed nosa. Wzroku nie oderwał od ciebie dopóki sam na niego nie spojrzałem i ...
- ...nie postraszyłeś złą miną - dokończyłam, kiedy Luke zamknął za mną drzwi. Kiedy i on był w aucie zadał podstawowe pytanie.
- To gdzie teraz, panno Black?
- Do super marketu.


>><<<

 Kiedy wróciłam do mieszkania od razu wzięłam się za robotę. Zrobiłam zapiekankę warzywną z kurczakiem. Nie była tak dobra jak ta robiona przez Madison ale była jadalna a to był sukces.
Po gotowaniu usiadłam w salonie. Nie do końca wiedziałem co mam robić. w końcu wzięłam gitarę i zaczęłam brzdąkać. Muzyka oczyszczała mój umysł.
Moje zatracenie w muzyce przerwał dźwięk otwieranej windy i po chwili w pokoju pokazał się David.
- Witaj Mała - rzucił w moją stronę i usiał na kanapie niedaleko.
Brat zdjął buty i poluzował krawat a aktówkę położył na podłogę.
- Co porabiałaś? - spytał.
- Zrobiłam obiad.
- Naprawdę? Świetnie się składa bo jestem głodny. - Poszłam więc do kuchni i w mikrofalówce odgrzałam kawałek zapiekanki.
- A to co zrobiłaś w ogóle jadalne jest? - spytał kiedy postawiłam przed nim parujący talerz.
- Oczywiście. Ja jadłam i jeszcze żyję...
Mój żart oczywiście go nie rozśmieszył.
- Rozmawiałeś z ciocią?
- Tak. Rozmówiliśmy się, powiedziała że nie będzie walczyć ze mną o  opiekę nad tobą.
- Serio? Udało ci się ją przekonać...?
- Można tak to ująć...
 Baczenie obserwowałam Davida, bo coś mi nie grało. Najpierw ciocia chce się mną opiekować, tak że aż chce sprawy w sądzie a teraz już zgoda.
- Ile jej zapłaciłeś?
- Anna, wcale jej...
- Zapłaciłeś, pytanie brzmi ile...
- Przepisałem na nią dom rodziców w Los Angeles.
Czułam jak moją szczeka ląduje na podłodze.
- Dom.. w Los Angeles. Przecież on jest wart...
- Dwa miliony dolarów - dokończył za mnie brat. - Sprzeda go, zamieszka w nim. Mi to obojętne. Chcę tylko by trzymała się jak najdalej od Wschodniego wybrzeża. Poza tym mówiłem ci że chcę przenieść siedzibę firmy byAnn do Nowego Jorku. Chcę mieć wszystko pod ręką.
- Tak to dobry pomysł - powiedziałam choć nie wiedziałam czy mam na myśli siedzibę firmy czy zamieszkanie ciotki w Kalifornii.
Tak więc David zmienił temat i teraz cały czas mówiliśmy o firmie. Miał kilka świetnych pomysłów które i mi się spodobały.
Naszą dyskusje przerwał dźwięk otwieranej windy, wyszedł z niej Matt.
- Eee cześć - powiedział wchodząc do salonu.
- Cześć Matt - przywitał się z nim David. - Czegoś potrzebujesz?
- Nie... tylko zaprosiłem Annę na małe przyjęcie do mnie dziś wieczorem, ale nie od powiedziała mi...
David spojrzał na mnie, ja na Matta potem znowu na Davida.
- Dzięki za zaproszenie, ale mam już plany...  chciałam wymyślać jakąś wymówkę ale tylko to mi przyszło do głowy. Jejku przecież ja kłamać to za grosz nie umiem.
- Jakie plany? - odezwał się David. - Jak chcesz idź, zabaw się.
- Nie mogę - powiedziałam bardziej do Matta niż Davida i ruszyłam w stronę mojego pokoju.
- Zaraz ją przekonam - usłyszałam jeszcze głoś Davida kiedy zamykałam za sobą drzwi pokoju.
Po chwili zjawił się w nich David.
- Dlaczego nie chcesz iść?
- Bo mam żałobę. Bo nie mam nastroju do zabawy. Bo nikogo tam nie znam.
- Znasz Matta..., a tak w ogóle skąd go znasz? -spytał podnosząc brew do góry.
- Przyszedł raz pożyczyć mąki i dziś rano go spotkałam.
- Idź. Zabaw się. Proszę. Cały dzień w mieszkaniu, sama. Cud że depresji nie masz.
- Ale nie mam ochoty. Jedyne o czym teraz marze to łóżko...
- Jak ja byłem w twoim wieku...
- Jak ty byłeś w moim wieku rodzice, jeszcze żyli i nie czułeś że to co robisz jest złe czy dobre.
- Ty też się nie przekonasz czy coś jest złe czy dobre, siedząc tylko w tym pokoju. Mama by chciała żebyś po jej śmierci zamykała się w czterech ścianach.
Nic nie odpowiedziałam, bo w głębi duszy wiedziałam że David miał rację. Moja matka nie chciałaby żebym zamykała się w pokoju czy w sobie. Ale za żadne skarby mu tego nie powiem.
- Pójdź ze mną - powiedziałam.
- Nie mogę, mam jeszcze dużo roboty.
- Co ty robisz w tym biurowcu skoro i tak musisz pracować w dom?
- Najważniejsze rzeczy, Księżniczko. To co pójdziesz?
- Pójdę, ale jak mi się nie spodoba to zaraz wracam.
- Okej.
Po czym wyszedł.


>><<<

Winda jak chce to jedzie wolno, ale dziś to dostała jakiegoś powera bo zanim się obejrzałam stałam w luksusowym holu który przypominał galerię sztuki a po chwili u wylotu pokazał się Matt w białej koszuli, której rękawy były podwinięte oraz niebieskich dżinsach. Odetchnęłam z ulgą. 
Nie byłam pewna charakteru imprezy. Więc postawiłam na klasyczne czarne rurki oraz błękitny top z jedwabiu. 
- Jednak przyszłaś, już się bałem że jednak dasz sobie spokój ze mną i tą imprezą. 
- Jakbym dała spokój, mój brat chyba by mnie wyrzucił - powiedziałam oglądając wiszące na ścianie abstrakcje. 
- Chodź przedstawię cię moim znajomym. 
W dużym salonie, w którym również wisiało mnóstwo dzieł sztuki których autorów mogłam się tylko domyślać, było około dziesięciu osób. Stół był zastawiony mnóstwem słodyczy, napoi oraz alkoholi. 
- Hej, wszyscy poznajcie moją sąsiadkę Anne Black - odezwał się Matt przekrzykując zgromadzenie.
- A więc to jest Anna Black. Jetem Sara Evans.
Podeszła do mnie z wyciągniętą ręką blondynka którą kojarzyłam z windy. Była chyba młodsza siostrą tej ,,dużej Evans" z którą nie dogaduje się mój brat.
- Miło cię poznać - uściskałam jej wyciągnięta dłoń.
Potem wszyscy  po kolei podchodzili do mnie i się przedstawili. Oprócz Sary były jeszcze dwie dziewczyny: Lili oraz Kate. Wszystkie wyglądały obłędnie, w krótkich sukienkach i wysokich butach, obładowane tonami biżuterii.
- Ja jestem Toby -przedstawił się chłopak z kręconymi włosami. Potem podeszli jego koledzy: Jeremy oraz Edward. Nie mogłam się nadziwić że wszyscy byli tacy ładni.
- Widuję ciebie codzienne, non stop na mieście - powiedział Jeremy uśmiechając się tajemniczo, jakby miał sekret.
-  To chyba nie możliwe... - powiedziałam zdziwiona i trochę zażenowana tym że się tak uśmiechał.
- Możliwe możliwe. Jesteś wszędzie na bilbordach.
Wszyscy się zaśmiali, ja również się uśmiechnęłam.
- A to jest możliwe - potwierdziłam
- Pracujesz jako modelka? - spytała Sara.
- Nie, to firma mojej mamy... znaczy się... - nie mogłam powiedzieć, że ,,to moja firma" jakoś te słowa dławiły mnie. - Mama chciała bym była główną twarzą tej marki.
- Serio, ta firma należy do twojej mamy. Uwielbiam wasze kosmetyki. Najbardziej kremy. Są fenomenalne. - powiedziała Lili. - Można liczyć na jakieś darmowe próbki.
- Jasne.
- Hej hej... - odezwał się Matt i na chwilę wszyscy umilkli. - Chcecie zagrać w pijaka?
-Jasne...
- Stary serio...
Wszyscy zaczęli się ożywiać, chyba tylko ja nie wiedziałam o co chodzi...
- o co chodzi? Co to za pijak? - spytałam Sary która siedziała najbliżej mnie.
- To gra wymyślona przez naszą paczkę. Polega na...
- Podkręcona wersja gry prawda czy wyznanie... - przerwał jej Toby.
- Zamknij się gamoniu, ja jej tłumaczę. Polega na tym, że wybierasz prawdę, wyzwanie albo kolejkę. Prawda czyli zadajemy ci pytanie a ty musisz opowiedzieć zgodnie z prawdą, jeżeli wyzwanie, to musisz coś zrobić, jeżeli wybierasz kolejkę pijesz pięć kieliszków wódki. Jeżeli czegoś nie zrobisz, nie będziesz chciała, wstydzisz się, musisz za karę zdjąć jedną z rzeczy w które jesteś ubrana. Żeby było w miarę fair facet zadaje pytanie dziewczynie, dziewczyna facetowi.
- Okej, kto pierwszy? - pyta Matt.
- Gospodarz. - Krzyknął Jeremy.
- Dobra. Sara wybierasz prawda, wyzwanie czy kolejkę.
- Pytanie - uśmiechnęła się słodko do  Matta, co nie uszło mojej uwadze.
- Dobra. Czy to prawda, że kochasz Justina Bibera?
- Absolutna prawda. Beliebers na zawsze.
Wszyscy się roześmieli, oprócz mnie, bo byłam zbyt zszokowana by się śmiać. Ona na serio?
- Okej teraz ja - odparła Sara, patrząc na męska część towarzystwa. - Jeremy prawda, wyzwanie czy kolejka?
- O nie tym razem wybieram najpierw kolejkę. Wole nie pamiętać do jakich głupot mnie zmusicie.
Tak więc Jeremiemu wlano pięć kieliszków do kubka, zawartość wypił duszkiem. Skrzywiłam się kiedy patrzyłam jak to przełykała.
- Spoko. Anno, wybierz prawdę - szepnął jeszcze Jeremy, zanim odchrząknął i wypowiedział formułkę. - Tak więc Anno, prawda, wyzwanie czy kolejka?
Uśmiechnęłam i nie pewnie, ale z całą odwaga jaką w sobie mam odparłam:
- Prawda.
- Tak, no więc. Masz chłopaka?
- Nie...
- A umówisz się ze mną? - dodał patrząc smutnym wzrokiem.
- Jedno pytanie na osobę Jer - Odezwał się Matt, waląc go w ramię.
- Ej Stary, to boli. Okej, zadam następnym razem.
Gra rozwijała się dalej. A im więcej alkoholu wszyscy wypijali tym pytania i wyzwania stawały się coraz bardzie bezczelne i głupie. Mimo wszystko dobrze się bawiłam. Zabawa toczyła się dalej choć inni już zasnęli.
- Matt, pytanie do ciebie.. - powiedziała Kate, której ciężkie powieki pomału się zamykały. - Zdradź nam czy w tym pokoju jest twoja przyszła dziewczyna.
Lili zawołała głośne uuuu... Matt pochylił głowę i udał że się zastanawia.
- Nie wiem, która z was by mnie chciała. Wszystkie mnie znacie i wiecie że jestem głupkiem.
- Wcale nie... - wykrzyknęły na raz Lili i Kate.
- Dobra teraz ja... Anno, prawda, wyzwanie czy kolejka.
Leżałam na podłodze, próbując się schować. Chyba jako jedyna wypiłam nie wiele. Edward, Jeremy i Toby spali już tak samo jak Sara. Przyjaciółki Sary ledwo się trzymały, Matt zaś sprawiał wrażenie trzeźwego.
- Prawda.
Matt długo się nie odzywał i już myślałam że zasnął, kiedy w końcu się odezwał
- Czy, lubisz sok pomarańczowy?
Usiadłam z wrażania, czy on pyta serio.
- Jasne.
- To chodźmy do kuchni się napić.
Spojrzałam na towarzystwo i zobaczyła że dziewczyny już uległy zmęczeniu i leżały jedna na drugiej. Wstałam więc i ruszyłam za nim.
Kuchnia była duża i przestronna oraz identyczna jak nasza. Jedyna różnica była taka że ta wyglądała jakby korzystano z niej codziennie.
 Matt otworzył lodówkę i wyjął dzbanek soku. Nalał mi szklankę. Sok był niesamowicie schłodzony i smakował fantastycznie. Matt wyjął też plastikowe pudełeczko i przerzucił na talerz kawałek czekoladowego tortu.
- Miałem zjeść go sam. Ale nie będę egoisto i się z tobą podzielę.
Usiedliśmy więc na stołkach barowych i jedliśmy wspólnie jeden kawałek tortu. Z boku wygadaliśmy zapewne jak para.
- Dobrze się bawiłaś? - spytał właściciel ciasta.
- Tak, dziękuję za zaproszenie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Masz fajnych przyjaciół.
- No nie... Czasem są absurdalni ale idzie wytrzymać.
- Długo się znacie?
- Z Jer i Tobym znam się od dziecka. Edwarda dołączył do nas w podstawówce. Evans też znam od dziecka. Przez pewien czas nawet kręciliśmy ze sobą ale nie wyszło... Za to jej koleżanki zawsze porostu były i już zostały. A ty masz przyjaciół... w Waszyngtonie?
- Nie... miałam paczkę z którą się rozumiałam i dogadywałam. Chodziliśmy na imprezy i do kina. Ale nie byli to ludzie którym mogłabym powierzyć duszę... wiesz o co chodzi. Za to miałam dobrego chłopaka - uśmiechnęłam się na myśl o Thomasie. 
- I co z nim? - spytał Matt.
- Wyjechał do Paryża. Jego ojciec był inżynierem a matka projektantką mody, oboje dostali świetne propozycje pracy. Przez dwa miesiące próbowaliśmy utrzymywać związek na odległość. Ale takie coś nigdy się nie udaje.
- To fajnie że jesteś wolna...
- Szkoda że tak się nie czuję.
Resztę cista zjedliśmy w milczeniu. Po północy zaczęłam się zbierać, Matt odprowadził mnie do windy. Czekając zapanowała miedzy nami dziwna cisza.
- Może chcesz się ze mną jutro umówić? -  spytał przerywając ją.
- Och.... - Randka?!
- Do kina - dodał. Na moje szczęści winda już przyjechała i drzwi się otworzyły. Nie wiedząc co mu odpowiedzieć, powiedziałam starą śpiewkę.
- Nie wiem.
- A co wiesz? - spytał uśmiechając się. - To nie jest randka, zwykłe spotkanie. - Dodał uspokajająco.
- Okej.
Drzwi się zasunęły a ja poleciałam prosto do nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz