2.08
Żyj pełnią życia!Ufaj swoim wyborom.
Ciesz się szansą że jeszcze żyjesz....
Lista od której dziś zaczynam żyć..., bo wcześniej żyłam tylko w skorupie.
Anna
- Chcę zmienić nazwę firmy. - powiedziałam rano przy śniadaniu. Była sobota, a siedziba firmy została już przeniesiona do Nowego Jorku. Na razie tylko zarząd, ale już są urządzane laboratoria oraz biura. Najwyżej za miesiąc, wszystko będzie u porządkowane.
- Serio? - spytał David. Do tej pory nie wtrącałam się w życie byAnn, ale od wczoraj zaczęłam oo tym rozmyślać. Firma to duża odpowiedzialność, ale jeżeli ma być moja za kilka lat chcę już powoli poznawać jej struktury i dokonywać zmian.
- Więc jak ma się nazywać? - spytał David.
- Nie mam pojęcia. Chciałabym żeby mogła współpracować z nazwiskiem. Myślałam o Black ale to się nie nadaje na nazwę firmy kosmetycznej.
- No tak poza tym ściągnęłabyś ode mnie. - uśmiechnął się przekornie. - Może po prostu Anna Black albo Anna.
- Chcę czegoś niepowtarzalnego i niebanalnego.
- BlackAnn? - pokręciłam przecząco głową. - Black Daimond.
- Jak nazwa jubilera - powiedziałam.
- Masz rację pozwolisz że ja ją sobie zaklepię.
- Zakładasz salon jubilerski?
- Może - powiedział.
Tak więc jedliśmy śniadanie i myśleliśmy o nazwie.
- Może być po prostu Black - powiedział nagle David. - Po prostu nadamy różne nazwy kosmetykom.
Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi i chyba wyczytał to z mojej twarzy. Wyjął więc notes ze swojej aktówki i zaczął rysować. Był to słaby rysunek jakiegoś pudełeczka. Na górze napisał małymi Black, a pod spodem większymi literami Natural Cream.
- Nazwy mogą być różne. Od Sweet Gel po Sad Win. Black to po prostu nazwa firmy, a kosmetyki będą miały swoje nazwy, loga. Można stworzyć linie o jednej nazwie. Rozumiesz?
- Tak. Świetny pomysł - uśmiechnęłam się uradowana
- Napiszę maila do Mai i przekażę jej te pomysły. Ona wszystko zorganizuje.
Maya Novak jest kierowniczką i wicedyrektorką koncernu byAnn ona wszystko potrafi zrobić, załatwić. Dzięki niej firma chodzi jak w szwajcarskim zegarku.
- Ale to nie jedyny pomysł. Chcę mieć sklep, taką prawdziwa drogerię i tam sprzedawać kosmetyki.
Do tej pory nasze kosmetyki były dostępne tylko w internecie oraz była możliwość spotkania się z konsultantką.
- To też dobry pomysł, trochę kosztowny ale będzie nas stać. Porozmawiam z Mayą ona się na tym lepiej zna. Będziemy musieli nakręcić nowe reklamy i zrobić sesję zdjęciową. Chcesz jeszcze reklamować te produkty.
Nie jestem modelką ale lubię reklamować markę mamy. Teraz już moją...
>>SARA<<
Minął miesiąc a w moim pokoju wciąż stały nierozpakowane kartony i walizki. Większość stała w garderobie. Nie które były już otwarte. Wszystkie kosmetyki znalazłam w kartonie podpisanym byAnn. Było to oczywiste mimo to i tak najpierw otworzyłam dwa kartony pełne książek i innych dupereli z mojego pokoju.
W pudle z napisem byAnn, Było mnóstwo nie rozpoczętych żeli, kremów, zestawów upominkowych, kremów, dosłownie wszystko. Były też nowe w hurtowych ilościach tusze do rzęs błyszczyki i lakiery do paznokci ułożone w tekturowym pudełeczku. Wszystkie były jednego koloru, akurat takiego jakiego chciałam - białego.
- Proszę. - powiedziałam dając jej buteleczkę. - Możesz go sobie zatrzymać. Może potrzebujesz jeszcze błyszczyka lub tuszu do rzęs, albo żelu, kremu.
Zaczęła kręcić głową. Ale ja już chowałam wszystko do papierowej eleganckiej torby z nadrukiem ,,byAnn". Zrobiłam dwa takie upominki jeden dla Sary a drugi dla Isabella.
- Proszę dla ciebie i dla Sary.
- Oj nie musisz - wyraźnie była zmieszana ale ja wzruszyłam ramionami. Wszystko wystarczy mi na pół roku.
- Weź naprawdę, ja tego wszystkiego nie dam rady zużyć, a jeszcze pewnie dostanę.
- Dzięki.
Po czym wyszłyśmy z pokoju. David chodził po salonie ze słuchawką w uchu i rozmawiał wyraźnie rozzłoszczony.
- Maya nie obchodzi mnie to, masz to wykonać i już - przez chwilę milczał i zastygł w ruchu. - Jak to Kate Richards się z tobą kontaktowała... Kurwa... Mówiłem, że jak się z tobą skontaktuje to masz mnie o tym powiadomić... okej, będę za 10 minut.
- Do widzenia Isabelle. - Powiedział David zerkając na starszą Evans.
- Black.
Po chwili już jej nie było. Spojrzałam na Davida. Kate Richards?! Ciocia Kate?!
- O co chodzi? - spytałam.
- Nie wiem.
Brat zaczął zbierać wszystkie kartki na których pisaliśmy pomysły co do byAnn. Schował też laptopa i telefon do aktówki. w zwykłym dresie i okularach przeciwsłonecznych z aktówką w ręce wyszedł z loftu i znów byłam sama... przez moment.
- Co tam panienko Anno? - Spytała gosposia Barbara. - Pański brat wyszedł? Waśnie zrobiłam dla niego kawę.
- Miał coś pilnego do załatwienia.
- Jeśli panienka nie ma nic przeciwko ja już bym poszła. Obiad i kolacja są do przygrzania w lodówce. Zakupy są zrobione. Przyjdę jutro rano.
- Dziękuję Barbaro. Do zobaczenia.
Zazwyczaj Barbara mieszka u nas cały czas, ma własny pokój i łazienkę ale dziś mieli wpaść jej rodzice i więc wróciła do swojego mieszkania. Nie miałam jej za złe.
Jako że Davida nie było ja postanowiłam rozprawić się z kartonami w pokoju.
Praca trwała żałośnie długo. Ale się opłacało. Posegregowałam ubrania, większość postanowiłam oddać, bo porostu ich nie nosiłam, albo okazywały się za małe. Tak więc moja nowa garderoba zawierała mniej rzeczy niż ta którą miałam w Waszyngtonie, ale byłam bardziej szczęśliwa gdy patrzyłam na puste wieszaki. Jakbym zaczynała wszystko od nowa, a pozbycie się starych ubrań oczyszczało moją psychikę.
nie wiedziałam za to co zrobić z dwoma kartonami kosmetyków. Były pełne żelów, szamponów, kremów. były też pliki papierowych toreb z moją podobizną, albo z logo firmy. Podstawowe rzeczy wzięłam do swojej łazienki i tam je ustawiłam, wierząc że z czasem to zużyje ale z resztą nic nie mogłam zrobić, jedynie rozdać. Postanowiłam trochę oddać Barbarze, a także ubrania dla jej młodszej córki.
Ciuchy schowałam do jednej ze sportowych toreb oraz kosmetyki. W końcu wszystko było rozpakowane, kartony chowałam do garderoby,
Pokój i garderoba od razu wydały się większe.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Halo?
- Hej, mówi Matt. Chciałem zaprosić cię na lunch. Masz ochotę?
- Tak jasne.
- Zaraz do ciebie przyjdę. Zaproszę też Sarę, okej?
- Jane, dawno jej nie widziałam.
- Okej za moment u ciebie będę.
Miałam już iść się przebierać kiedy winda się otworzyła i wyszedł z niej Matt.
- Cześć - powiedział.
- Hej... nie jestem jeszcze gotowa.
- Zaczekam.
Wróciłam więc do swojego pokoju. Ubrałam szybko czarny kombinezon, włosy uczesałam w kok i zrobiłam sobie lekki make up. Wzięłam torbę i okulary, a na nogi wsunęłam tenisówki.
W salonie David przeglądał telefon.
- Możemy iść.
- Właśnie napisała do mnie Sara. powiedziała że nie może iść, jest umówiona z tatą.
- Och, no nic. Pójdziemy we dwoje.
Ruszyliśmy więc do windy. Przed budynkiem czekał już na nas samochód. Wsiedliśmy i pojechaliśmy.
- Tak w ogóle dokąd jedziemy.
- Jedziemy do pewnego bistro. Podają tam najlepsze włoskie żarcie jakiego w życiu nie jadłaś.
- Nawet we Włoszech ?
- Tam może zjesz... ale teraz liczy się tu i teraz.
Nie komentowałam tego zerknęłam za okno i spojrzałam na tych wszystkich ludzi goniących i spieszących się nie wiadomo za czym. Zaczęłam się zastanawiać czy każdy człowiek na kuli ziemskiej śpieszy się tak samo jak przeciętny nowojorczyk. Ludzie w Nowym Jorku zachowywali się jak w mrówki w mrowisku, wymijali się płynnie i po chwili znikali za zakrętami.
- O czym tak myślisz? - spytał przerywając ciszę David.
- O różnych rzeczach - odparłam zagadkowo.
- Pewnie myślisz o mnie... i o tym jak mnie pragniesz.
Powiedział to tak zabawnym tonem że się roześmiałam.
- Jasne... własnie moje myśli do tego zmierzały.
- Serio? - spytał. po czym dodał całkiem z powagą. - Bo wiesz mam dar Przewidywania przyszłych myśli.
- Wow, to szacun. Nigdy nie poznałam kogoś tak wyjątkowego....
- Uważasz że jestem wyjątkowy?
- Każdy jest wyjątkowy, ale nie którzy to już do przesady.
- a ja jestem tylko wyjątkowy czy taki aż do przesady?
- Nie będę ci mówiła, jeszcze sodówka ci uderzy do głowy.
- Zaryzykuj.
- Jesteś tak wyjątkowy że cię lubię. Nie wystarczy...
- Wolałbym usłyszeć że za mną szalejesz...
- Ależ szaleje, lecz po cichu....
- Więc jakbym cię pocałował, nie obraziłabyś się...
- Matt, rozmawialiśmy o tym.
Poczułam że się czerwienię. Złapał mnie za rękę a jego uśmiech przygasł.
- Moglibyśmy chociaż spróbować.
- Nie czułabym się z tym komfortowo. Chcę odzyskać siebie, a ty poznajesz mnie taką... złamaną, roztrzaskaną.
- Wcale że nie jesteś złamana. Jesteś twarda jak kamień, brylant.
- To tylko powłoka, moje wnętrze jest za to delikatne jak szkło i łatwo je zbić.
- Czasem najcięższe szkoło trudno jest rozbić. Anno, ja cię ochronię, ja będę przy tobie cały czas...
- Teraz jestem koszmarem. Chce byś poznał mnie jak będę snem.
- Sny zapominam, za to koszmary pamiętam zbyt dobrze.
Nadeszła chwila, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy. Miałam już odwrócić twarz kiedy Matt pochylił się mnie pocałował.
Był to pytający pocałunek a ja nie wiele myśląc, zbyt zaskoczona nim, zgodziłam się na niego.
Siedziałam w swojej sypialni i przeglądałam właśnie jedną z moich ulubionych stron plotkarskich. Łudziłam się że może o mnie napisali gdyż wczoraj byłam w klubie Brown Eyes. Niestety nie było ani jednej w wzmianki o tym że tam byłam, nawet krótkiej. Trochę się wkurzyłam gdyż moja siostra Isabella zajęła cały artykuł. Przyszliśmy oddzielnie i trochę teraz tego żałowałam, że jednak się z nią nie zabrałam.
Już miałam wychodzić ze strony kiedy moją uwagę zwrócił link <Prince i jego nowa dziewczyna>. Nie wiele myśląc weszłam, znałam tylko jednego Prince i zwędzenie skóry podpowiadało mi że chodzi właśnie o niego. Byłam zakochana w Matcie od wieków i choć trochę kręciliśmy ze sobą, szybko się z tego wypisał mówiąc, że zależy mu na mnie, ale tylko jak na siostrze. Byłam zrozpaczona ale przełknęłam to. Ciesze się że chociaż mogę się z nim przyjaźnić.
Link się załadował i pochwali zaczęłam czytać artykuł.
Matt Prince i jego nowa dziewczyny?
Bogaty nastolatek, dziedzic fortuny i jedyny syn jednej z najbogatszych par Nowego Jorku ma nową dziewczynę. Na razie nic nam o tym nie wiadomo, ale chłopak został przyłapany na spacerze w parku z Anną Black. Zdjęcia które dostaliśmy pokazują, że trzymają się za ręce i się przytulają. Nic nam nie wiadomo o tym czy są parą czy po prostu bliskimi przyjaciółmi. Informator powiedział, że oboje wyglądali na zadowolonych oraz szczęśliwych.
Przypominamy, że Anna Black miesiąc temu straciła w wypadku matkę a sama wyszła z tego cało. Jest teraz pod opieką starszego brata - Davida Black. Jednego z najbogatszych kawalerów w Nowym Jorku. Młoda panna Black podobno ma na koncie ponad 40 mld dolarów, które dostanie po ukończeniu 21 roku życia. Jest też twarzą oraz przyszłą właścicielką firmy swojej zmarłej matki - byAnn - utworzonej na jej cześć.
Na razie to wszystko, jeśli zdjęcia i plotki które słyszeliśmy potwierdzą się, Anna Black i Matt Prince będą najmłodszą i najbogatszą parą w mieście.
Na dole znajdziecie galerię zdjęć.
Przesunęłam stronę niżej i o mało nie zwymiotowała widząc Annę i Matta w obcięciach, albo jak trzymają się ze ręce. Zawsze marzyłam o tym, że Matt będzie mój, a on tym czasem zaczął zadawać się z tą małoletnią modelką
Poczułam że nienawidzę tej flądry Anny. Ale po chwili mi przeszło, jej nie da się nienawidzić, jest miła i towarzyska, nawet ładna. Poczułam smutek i postanowiłam zadzwonić do Matta.
Odebrał po piątym sygnale.
- Cześć - powiedział zaspanym głosem.
- Hej. Dlaczego ja o takich rzeczach dowiaduje się z Internetu... - zaczęłam robić mu wyrzut.
- O jakich rzeczach? - spytał sennie
- Że ty i Anna Black jesteście parą - odparłam, Praktycznie wyplułam te słowa. - Co jak co ale mi mogłeś powiedzieć. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Gdybyśmy byli parą powiedziałbym ci o tym. Ja i Anna... jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie ściemniaj, sfotografowali was jak wczoraj byliście w parku, przytulaliście się i trzymaliście się za ręce.
- Chciałem ją pocieszyć była taka smutna. Daj spokój, zachowujesz się jak zazdrośnica.
Nie przypominała na zdjęciach smutnej osoby.
- Nie jestem zazdrosna, tylko czuję, że mnie mówisz mi prawdy.
- Bo... oj no dobra. Po prostu czuje coś do niej, ale ona nie jest gotowa na związki, więc wrzuciła mnie do strefy ,,przyjaciół". - Poczułam, że odlatuję, słysząc te słowa. Może ona jednak jest mądrą.
- Oj to nie dobrze. Co zrobisz?
- Po czekam i będę przy niej, aż poczuje to co ja.
Jego słowa były dla mnie jak sztylety wbijające się w ciało. Naprawdę ją polubił co mnie bardzo zmartwiło.
- Życzę powodzenia - odparłam. - Spotkamy się dziś?
- Umówiłem się na siłownię z chłopakami, a potem myślałem że zaproszę Anne na lunch. Jeśli chcesz możesz iść z nami. Anna bardzo cie lubi.
- Jasne, dzięki.
- Muszę kończyć. Dam ci znać co i jak.
- Okej. Pa.
Ale on już tego nie usłyszał. Leżałam jeszcze chwilę w ciszy i myślałam. Nie wiedziałam co robić w tej sytuacji, dopóki nie było Anny wierzyłam, że mam jeszcze u niego szanse. Lecz teraz czułam się jak wypalona i niepotrzebna zapałka. Wciąż słyszałam jego słowa ,,Po czekam i będę przy niej aż poczuje to co ja. " Odbijały się w mojej głowie niczym echo, albo jak piłeczka w pin-pongu. Jedna strona ją odbiła potem druga i tak wracała co chwile.
Czy jest szansa by o niego walczyć? Zadałam sobie pytanie. Walczyć zawsze można, ale wydaje się to walką nie do wygrania.
Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi, powiedziałam ,,proszę" i po chwili do pokoju weszła moja siostra. W ogóle nie wyglądała jakby ostatnia noc przebalowała. Miała na sobie ołówkową spódnice oraz elegancki jedwabny top. Włosy miała rozpuszczone a w uszach jak zwykle perły.
- Cześć Sara. Pożyczyłabyś mi biały lakier.
Spojrzałam na tę idealną kobietę, która była moją siostrą. Perfekcyjna w każdym calu a mnie brał szlak jak na nią patrzyłam.
- Nie mam - odparła biorąc czasopismo ze stolika.
- Jak nie masz, jak ostatnio kupowałaś.
- Pożyczyłam Kate.
- A masz jakiś inny? Musi być kremowy i jasny.
W przeciwieństwie do mojej siostry lubiłam mieć wyraziste paznokcie, czarne, czerwone a nawet niebieskie.
- Nie, wiesz że te kolory są dla mnie nudne. nie możesz iść do manikiurzystki.
- Za pół godziny muszę jechać do pracy. Nie wyrobię się.
- Idź do Black. Jego siostra może mieć. Zadzwonię do niej.
Isabella się zaczerwieniła. Znałam jej stosunek do Davida, po kryjomu przeczytałam jej pamiętnik. Pisze pamiętnik, co za głupota.
- Nie pójdę tam. Idź ty proszę... - powiedziała,patrząc błagalnie.
- Nie mogę, zobacz jak ja wyglądałam.
Miałam przetłuszczone włosy i nie zmyty makijaż, spałam nawet w ubraniach z wczorajszej nocy. Mój oddech przypominał zaś zapach zdechłego szczura.
- Okej, zadzwoń do niej.
Anna odebrała po drugim sygnale.
- Hej, mówi Sara. - powiedziałam.
- Heeej. - odpowiedziała przeciągając samogłoskę.
-Mam mało prośbę. Moja siostra potrzebuje pożyczyć lakieru do paznokci, w białym lub kremowym kolorze. Będziesz taki miała? - spytałam
- Tak. Raczej mam. Niech przyjdzie, na pewno coś znajdę.
- Okej powiem jej. Pa.
Odłożyłam telefon.
- Powiedziała żebyś do niej przyszła, znajdzie jakiś.
- Dzięki.
Po chwili jej nie było. Ja zaś wróciłam do moich przemyśleń na temat Matta. Czy jest szansa by o niego walczyć?
>>DAVID<<
Dziś miałem wolne w pracy i postanowiłem ten dzień przepracować w domu. Anna miała dużo pomysłów by zmienić firmę. Większość była dobra a ja poczułem, że w końcu moja siostra zaczyna wracać do świata żywych.
Pewnym momencie zadzwonił telefon i z tego co się domyśliłem musiała dzwonić młoda Evans.
Młoda Evans, była całkiem znośna i miła. za to starsza moja rówieśniczką, to okropna, rozpieszczona baba, która pracuje... w konkurencyjnej firmie. Poza tym umie wkurzyć jak nikt inny.
- Co tam? - spytałem kiedy Anna odłożyła słuchawkę.
- Siostra Sary ma przyjść pożyczyć lakier do paznokci.
Chciałem się ewakuować, ale po chwili wszedł Luke i zaanonsował gościa w postaci Isabelle Evans. Po chwili weszła długo noga blondynka, jak zwykle pewna siebie i niezniszczalna niczym czołg. Wróciłem do mojej gazety.
- Jesteś siostrą Sary. - spytała Anna, wstając i podchodząc do niej. - Anna Black.
Przedstawiła się moja siostra. Zerknąłem na nie katem oka widziałam że blondi otworzyła nieznaczenie usta.
- Isabella Evans. - powiedziała nie pewnie.
- Musimy iść na górę i trochę poszukać gdyż nie mam pojęcia gdzie są lakiery.
-Nie mam zbyt dużo czasu... - zaczęła ale Anna jej przerwała.
- To musimy się pośpieszyć.
Poszły na górę zostawiając mnie samego. Spojrzałem na ich odchodzące plecy. Oczywiście jak każdy facet spojrzałem na metrowe nogi blondi.
Isabella Evans to niezłe ciało i nogi. ale... i tak jej nie lubię.
-Nie mam zbyt dużo czasu... - zaczęła ale Anna jej przerwała.
- To musimy się pośpieszyć.
Poszły na górę zostawiając mnie samego. Spojrzałem na ich odchodzące plecy. Oczywiście jak każdy facet spojrzałem na metrowe nogi blondi.
Isabella Evans to niezłe ciało i nogi. ale... i tak jej nie lubię.
>>ANNA<<
Minął miesiąc a w moim pokoju wciąż stały nierozpakowane kartony i walizki. Większość stała w garderobie. Nie które były już otwarte. Wszystkie kosmetyki znalazłam w kartonie podpisanym byAnn. Było to oczywiste mimo to i tak najpierw otworzyłam dwa kartony pełne książek i innych dupereli z mojego pokoju.
W pudle z napisem byAnn, Było mnóstwo nie rozpoczętych żeli, kremów, zestawów upominkowych, kremów, dosłownie wszystko. Były też nowe w hurtowych ilościach tusze do rzęs błyszczyki i lakiery do paznokci ułożone w tekturowym pudełeczku. Wszystkie były jednego koloru, akurat takiego jakiego chciałam - białego.
- Proszę. - powiedziałam dając jej buteleczkę. - Możesz go sobie zatrzymać. Może potrzebujesz jeszcze błyszczyka lub tuszu do rzęs, albo żelu, kremu.
Zaczęła kręcić głową. Ale ja już chowałam wszystko do papierowej eleganckiej torby z nadrukiem ,,byAnn". Zrobiłam dwa takie upominki jeden dla Sary a drugi dla Isabella.
- Proszę dla ciebie i dla Sary.
- Oj nie musisz - wyraźnie była zmieszana ale ja wzruszyłam ramionami. Wszystko wystarczy mi na pół roku.
- Weź naprawdę, ja tego wszystkiego nie dam rady zużyć, a jeszcze pewnie dostanę.
- Dzięki.
Po czym wyszłyśmy z pokoju. David chodził po salonie ze słuchawką w uchu i rozmawiał wyraźnie rozzłoszczony.
- Maya nie obchodzi mnie to, masz to wykonać i już - przez chwilę milczał i zastygł w ruchu. - Jak to Kate Richards się z tobą kontaktowała... Kurwa... Mówiłem, że jak się z tobą skontaktuje to masz mnie o tym powiadomić... okej, będę za 10 minut.
- Do widzenia Isabelle. - Powiedział David zerkając na starszą Evans.
- Black.
Po chwili już jej nie było. Spojrzałam na Davida. Kate Richards?! Ciocia Kate?!
- O co chodzi? - spytałam.
- Nie wiem.
Brat zaczął zbierać wszystkie kartki na których pisaliśmy pomysły co do byAnn. Schował też laptopa i telefon do aktówki. w zwykłym dresie i okularach przeciwsłonecznych z aktówką w ręce wyszedł z loftu i znów byłam sama... przez moment.
- Co tam panienko Anno? - Spytała gosposia Barbara. - Pański brat wyszedł? Waśnie zrobiłam dla niego kawę.
- Miał coś pilnego do załatwienia.
- Jeśli panienka nie ma nic przeciwko ja już bym poszła. Obiad i kolacja są do przygrzania w lodówce. Zakupy są zrobione. Przyjdę jutro rano.
- Dziękuję Barbaro. Do zobaczenia.
Zazwyczaj Barbara mieszka u nas cały czas, ma własny pokój i łazienkę ale dziś mieli wpaść jej rodzice i więc wróciła do swojego mieszkania. Nie miałam jej za złe.
Jako że Davida nie było ja postanowiłam rozprawić się z kartonami w pokoju.
Praca trwała żałośnie długo. Ale się opłacało. Posegregowałam ubrania, większość postanowiłam oddać, bo porostu ich nie nosiłam, albo okazywały się za małe. Tak więc moja nowa garderoba zawierała mniej rzeczy niż ta którą miałam w Waszyngtonie, ale byłam bardziej szczęśliwa gdy patrzyłam na puste wieszaki. Jakbym zaczynała wszystko od nowa, a pozbycie się starych ubrań oczyszczało moją psychikę.
nie wiedziałam za to co zrobić z dwoma kartonami kosmetyków. Były pełne żelów, szamponów, kremów. były też pliki papierowych toreb z moją podobizną, albo z logo firmy. Podstawowe rzeczy wzięłam do swojej łazienki i tam je ustawiłam, wierząc że z czasem to zużyje ale z resztą nic nie mogłam zrobić, jedynie rozdać. Postanowiłam trochę oddać Barbarze, a także ubrania dla jej młodszej córki.
Ciuchy schowałam do jednej ze sportowych toreb oraz kosmetyki. W końcu wszystko było rozpakowane, kartony chowałam do garderoby,
Pokój i garderoba od razu wydały się większe.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Halo?
- Hej, mówi Matt. Chciałem zaprosić cię na lunch. Masz ochotę?
- Tak jasne.
- Zaraz do ciebie przyjdę. Zaproszę też Sarę, okej?
- Jane, dawno jej nie widziałam.
- Okej za moment u ciebie będę.
Miałam już iść się przebierać kiedy winda się otworzyła i wyszedł z niej Matt.
- Cześć - powiedział.
- Hej... nie jestem jeszcze gotowa.
- Zaczekam.
Wróciłam więc do swojego pokoju. Ubrałam szybko czarny kombinezon, włosy uczesałam w kok i zrobiłam sobie lekki make up. Wzięłam torbę i okulary, a na nogi wsunęłam tenisówki.
W salonie David przeglądał telefon.
- Możemy iść.
- Właśnie napisała do mnie Sara. powiedziała że nie może iść, jest umówiona z tatą.
- Och, no nic. Pójdziemy we dwoje.
Ruszyliśmy więc do windy. Przed budynkiem czekał już na nas samochód. Wsiedliśmy i pojechaliśmy.
- Tak w ogóle dokąd jedziemy.
- Jedziemy do pewnego bistro. Podają tam najlepsze włoskie żarcie jakiego w życiu nie jadłaś.
- Nawet we Włoszech ?
- Tam może zjesz... ale teraz liczy się tu i teraz.
Nie komentowałam tego zerknęłam za okno i spojrzałam na tych wszystkich ludzi goniących i spieszących się nie wiadomo za czym. Zaczęłam się zastanawiać czy każdy człowiek na kuli ziemskiej śpieszy się tak samo jak przeciętny nowojorczyk. Ludzie w Nowym Jorku zachowywali się jak w mrówki w mrowisku, wymijali się płynnie i po chwili znikali za zakrętami.
- O czym tak myślisz? - spytał przerywając ciszę David.
- O różnych rzeczach - odparłam zagadkowo.
- Pewnie myślisz o mnie... i o tym jak mnie pragniesz.
Powiedział to tak zabawnym tonem że się roześmiałam.
- Jasne... własnie moje myśli do tego zmierzały.
- Serio? - spytał. po czym dodał całkiem z powagą. - Bo wiesz mam dar Przewidywania przyszłych myśli.
- Wow, to szacun. Nigdy nie poznałam kogoś tak wyjątkowego....
- Uważasz że jestem wyjątkowy?
- Każdy jest wyjątkowy, ale nie którzy to już do przesady.
- a ja jestem tylko wyjątkowy czy taki aż do przesady?
- Nie będę ci mówiła, jeszcze sodówka ci uderzy do głowy.
- Zaryzykuj.
- Jesteś tak wyjątkowy że cię lubię. Nie wystarczy...
- Wolałbym usłyszeć że za mną szalejesz...
- Ależ szaleje, lecz po cichu....
- Więc jakbym cię pocałował, nie obraziłabyś się...
- Matt, rozmawialiśmy o tym.
Poczułam że się czerwienię. Złapał mnie za rękę a jego uśmiech przygasł.
- Moglibyśmy chociaż spróbować.
- Nie czułabym się z tym komfortowo. Chcę odzyskać siebie, a ty poznajesz mnie taką... złamaną, roztrzaskaną.
- Wcale że nie jesteś złamana. Jesteś twarda jak kamień, brylant.
- To tylko powłoka, moje wnętrze jest za to delikatne jak szkło i łatwo je zbić.
- Czasem najcięższe szkoło trudno jest rozbić. Anno, ja cię ochronię, ja będę przy tobie cały czas...
- Teraz jestem koszmarem. Chce byś poznał mnie jak będę snem.
- Sny zapominam, za to koszmary pamiętam zbyt dobrze.
Nadeszła chwila, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy. Miałam już odwrócić twarz kiedy Matt pochylił się mnie pocałował.
Był to pytający pocałunek a ja nie wiele myśląc, zbyt zaskoczona nim, zgodziłam się na niego.